źródło |
Jedna z nich powiedziała, że też w to nie wierzyła dopóki ktoś nie urzekł jej pierwszego dziecka. Podobno dopiero polizanie czoła i splunięcie 3 razy przez ramię pomogło - dziecko znowu było spokojne. Od tamtej pory wierzy i profilaktycznie będzie korzystać z kokardki, która uchroni niemowlę przed zauroczeniem.
Kolejną opowieść dotyczącą urzeczenia dziecka usłyszałam w domu. Po wyjściu jednej z cioć w dziecko wstąpił istny szatan. Nakarmione, z czystą pieluszką, noszone na rękach, zabawiane i... drące się w niebo głosy. Nic nie pomagało, dopiero kiedy sąsiadka wspomniała o możliwości "odczarowania", a jego rodzicie zastosowali się do jej wskazówek dziecko się uspokoiło.
Postanowiłam nie popadać w paranoję, chociaż przyznam szczerze, że zaczęłam się zastanawiać czy aby na pewno to jest tylko mit/głupi przesąd. Stwierdziłam jednak, że żadnej kokardki nie przywiążę ani jajka pod łóżeczkiem nie położę, bez przesady na głowę jeszcze nie upadłam. Aż do przedwczoraj, kiedy to pojechaliśmy na kontrolne ktg. Miałam na sobie naszyjnik i na samym początku tętno spadło do 100 - zdałam sobie sprawę, że na pierwszym ktg, które skończyło się pobytem w szpitalu (o tym tu) też miałam korale! Natychmiast zdjęłam wisior i rzuciłam nim w Tatę Tośki, mówiąc, że już więcej tego nie założę. Ktg poza tym jednym spadkiem wyszło bardzo ładnie.
A teraz mam mętlik w głowie i dwa postanowienia. Do końca ciąży odpuszczam sobie duże wisiory i korale, a do wózeczka przywiążę małą, czerwoną kokardkę - niech się śmieją i szydzą, że w zabobony wierzę, też się śmiałam, ale podobno tylko krowa nie zmienia zdania.
A jak było u Was? Spotkaliście się Kochani z przypadkiem urzeczenia dziecka? A może wierzycie w jakieś inne ciążowe zabobony?
U nas kokardka nie wisiała chociaż bywało, że pytali: "Dlaczego?" Ot, tak. Po prostu, mówiłam.
OdpowiedzUsuń:)
Nie wisiała i nikt nie zaczarował! :D A tak w ogóle to gdyby nie to pytanie na grupie o kokardce usłyszałabym pewnie po porodzie, bo wcześniej się z tym nie spotkałam ;)
UsuńSama nazwa "zabobon" mówi o tym, że nie ma podstaw, by wierzyć w coś takiego :) ja przez takie głupstwa nie mogłam być świadkową na ślubie. To nie było przyjemne. Co do dzieci - jeśli nie potrafi się uspokoić maleństwa, a jest wiele przyczyn jego niepokoju, to i na to znajdzie się jakieś wyjaśnienie. Z kokardką płacze, bez kokardki płacze - i co wtedy? Nie daj się zwariować! ;) wszystko będzie na pewno dobrze, a tymczasem trzymam kciuki za końcówkę Twojej ciąży ;)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie piszesz rozsądnie, ja też myślałam, że myślałam, że myślę rozsądnie aż do tego ktg. Niby tłumaczę sobie, że po co mi zaprzątać sobie głowę takimi głupotami, a jednak gdzieś to utkwiło w mojej głowie i siedzi.
Usuńp.s. kokardki jeszcze nie kupiłam, więc nie jest ze mną aż tak źle :D
Ja nie wierzę w takie rzeczy :)
OdpowiedzUsuńPamiętam, że kilka lat temu koleżanka kąpała córkę w czarcim żebrze... nawet już nie pamiętam c to miało dać.
Z czerwonej kokardki zrezygnowałam, bo Lili dostała od mojej mamy przepiękny medalik Matki Boskiej i właśnie go przywiesiliśmy do gondoli.
Co prawda nie chodzę do kościoła, ale jestem wierząca :)
Brzmi gorzej niż mój kokardkowy wymysl, ale w sumie polega na tym samym, sprawdzę co to za przesąd ;)
UsuńJa nie wierzę w takie zabobony, choć uważam, że złe słowa czy myśli skierowane pod adresem jakiejś osoby moga mieć na nią negatywny wpływ. Pozdrawiam Cie serdecznie i życzę szczęśliwego rozpakowania Córeczki:)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) mam nadzieje, ze uodpornie ja na każde źle słowo :)
Usuńja n ie wierzę i nie wierzyłam, żadnych kokardek i czerwonych nitek, ale moja teściowa, uwielbiała takie tematy, płacze - urzeczona, bo moja kuzynka miała ciemne, prawie czarne oczy (uroda hiszpanki) na pewno urzekła, płacze - urzeczona, ktoś rzucił zły urok, ale to jeszcze nic, moja serdeczna sąsiadka robiła z dzieckiem takie cuda, że w głowie się nie mieści, jak płacze - urzeczona, więc biorą kieckę mamy tata rozciąga w pasie i trzy razy dziecko przekładają przez spódnicę, dziecko musi być ubrane całe na lewą stronę (ciuszki :) ) a w skarpetkach po dwie czerwone nitki, rozłożone wzdłuż stopki!!!
OdpowiedzUsuńTak, mamy XXI wiek, ale to nie powstrzymuje ludzi przed głupotą.
Jeszcze jedna historia, u nas w rodzinie raczej anegdota, moja mama po urodzeniu mojej młodszej siostry, w ogóle nie spała, bo siostra wyła i wyła i wyła, ciągle wyła, więc, któraś z mądrych ciotek poradziła, by mama "oczadziła" dziecko ziołami święconym na Matki Boskiej Zielnej czy któreś już, nie pamiętam, kościelne święto. Mama w desperacjo posłuchała, podpaliła dywan, zmiotkę i narobiła dymu w całym domu, a siostra, jak wyła, tak wyła :)
O kurcze obie historie nieźle porabane ;p z każdym dniem i kolejnym komentarzem zastanawiam się co mi odbiło, chyba jednak powrócę do swoich starych przekonań antykokardkowych i nie dam się zwariować!
Usuńja tez nie wierzę w taki rzeczy, ale jedna rzecz zawsze nam się powtarza... co zajedziemy do jednych znajomych i oni się najpierw nad Karina rozczulali i walili teksty jaka to grzeczna a ich nie dobry, teraz to samo słysze z Noamem a dzieci mam grzeczne... to po wizytach u nich zawsze tak dają nam w kość że dzieci nie poznaję!
OdpowiedzUsuńpozdr i zapraszam do nas www.swiatkarinki.pl
No i jak wytłumaczyć to racjonalnie? ;) Już Was odwiedzamy od jakiegoś czasu:*
UsuńJa tam niby też nie wierzyłam, ale mój mąż wrzucił kokardkę pod materacyk wózeczka, a moja babcia przyniosła nam medalik Matki Boskiej i jest przypięty do gondoli. My możemy nie wierzyć, ale starsi ludzi wierzą i to baardzo :) Ja znam tylko jedną historię, dość dziwną zresztą. Mój teść opowiadał mi, że gdy był mały, jeszcze w wózku siedział, za każdym razem, gdy będąc ze swoją mamą na spacerze i spotykając pewną kobietę po prostu mdlał. Był na tyle mały, że sam tego nie pamięta, ale jego mama mu opowiadała. Zresztą potwierdziła to w rozmowie z nami...Także...kto wie co się w ludziach kryje ;)
OdpowiedzUsuń