Moje podejście zmieniło się, kiedy z Tatą Tosi zaczęliśmy wybierać szpital i zgłębiać wiedzę na temat porodu. Wszak temat przestał krążyć gdzieś obok nas, a zaczął dotyczyć coraz bliższej przyszłości. Chcę czy nie, dziecko musi jakoś ze mnie wyjść. Tak to już jest, że z wejściem zwykle nie ma problemu, ba jest nawet bardzo przyjemnie, natomiast z wyjściem już trochę gorzej... Misako w jednym ze swoich postów porównała poród siłami natury do wypchnięcia arbuza otworem, w którym co najwyżej zmieści się cytryna. Porównanie bardzo mi się spodobało i chociaż my jeszcze w dwupaku, myślę, że jest bardzo trafne.
Kończąc moje dygresje i wracając do właściwego tematu chcę Wam powiedzieć, że przyszedł moment, w którym myśli o cesarskim cięciu zupełnie mnie opuściły. Rozmowy z innymi kobietami, różnego rodzaju artykuły, fora i w końcu zajęcia w szkole rodzenia pogłębiły moją wiedzę na temat cesarskiego cięcia i porodu siłami natury. Zdecydowałam, że o wiele lepszym rozwiązaniem będzie poród naturalny. Nie będę ukrywać również, że jedną z głównych przyczyn zmiany mojej decyzji była informacja, że tną "na żywca", a nie tak jak do tej pory myślałam przy znieczuleniu ogólnym. W tym wypadku nawet moja fobia nie jest wskazaniem do cc, bo i tak będę świadoma tego, co się ze mną dzieje.
Im bliżej było rozwiązania, tym moje przekonanie o porodzie naturalnym nasilało się. Ciężko jest mi teraz wyjaśnić (nie mogę absolutnie wszystkiego zrzucać na hormony, prawda?) skąd we mnie tyle zaparcia i ogromnej chęci urodzenia siłami natury. Wiem, że się powtarzam, ale na prawdę się nie boję. Towarzyszy mi pewna obawa przed nieznanym, zdaję sobie sprawę z bólu, którego nie jestem w stanie sobie wyobrazić, a jednak chcę. Tak bardzo chcę to zrobić...
Nie byłoby jednak tego posta gdybym nie wróciła myślami do cesarskiego cięcia na żądanie. Zapytacie dlaczego... Otóż wczorajsza wizyta w szpitalu po raz kolejny skończyła się powrotem do domu z coraz bardziej słabnącą nadzieją na poród naturalny. Wszystko nadal jest wysoko, główki nie ma jeszcze w kanale rodnym (u pierworódek powinna być ok. 2 tygodni przed terminem), szyjka długa, rozwarcia brak no i 41 tydzień ciąży skończony. Ponadto tydzień temu Tosia ważyła +/- 3450g, a więc do okruszków już nie należy. Przedstawiono mi również plan działania - w poniedziałek mam zgłosić się do szpitala. We wtorek zrobią mi badania i prawdopodobnie założą cewnik w celu uzyskania rozwarcia, następnie w środę udam się na porodówkę i zostanę podłączona do oksytocyny - jeśli to nie zadziała wracam na patologię i kolejna próba odbędzie się w czwartek. Takich prób podobno może być nawet 3 - jeśli poród nie postępuje, podejmowana jest decyzja o wykonaniu cesarskiego cięcia.
I tutaj rodzą się moje wątpliwości. Czy dam radę i będę miała siłę walczyć ze świadomością, że moje dziecko z dnia na dzień rośnie i mogę urodzić ponad 4kg Brzdąca? Pomimo, że w zasadzie każdy poród może zakończyć się cc (chociażby spadek tętna dziecka) mój z góry skazany jest na większe niepowodzenie niż, te które mają chociaż minimalne oznaki porodu (np. skróconą szyjkę). I przede wszystkim czy wytrzymam psychicznie tyle prób i całe to zamieszanie z wywoływaniem porodu...? Zaczęłam ponownie rozważać błagania lekarza o wykonanie cięcia - przyjmą mnie do szpitala, a następnego dnia będę już szczęśliwą mamą. Zamkniętą co prawda w sali pooperacyjnej, do której wstępu nie będzie miał nawet mąż, ale bez tych wszystkich przeżyć, które może zafundować mi wywoływanie porodu. Jestem w kropce, a moje zaparcie dotyczące porodu naturalnego słabnie z godziny na godzinę.
Stworzyłam listę za i przeciw, która mam nadzieję pomoże podjąć mi decyzję. Jest to moja subiektywna ocena.
CESARSKIE CIĘCIE
Wszystko będzie zaplanowane, zabiorą mnie na salę operacyjną, podadzą znieczulenie, a po niespełna godzinie będę już mamą. Ominie mnie jednak pierwszy kontakt, opóźni się karmienie, będę musiała 2 doby spędzić na sali pooperacyjnej bez odwiedzin nawet męża, dziecko nie będzie ze mną cały czas - będzie donoszone tylko na karmienie, mogę mieć większe problemy z laktacją, blizna po nacięciu będzie mnie boleć, dłużej będę dochodzić do siebie.
PORÓD NATURALNY
Przeżyję coś, co z niewyjaśnionych przyczyn bardzo chcę przeżyć. Po urodzeniu dostanę dziecko na piersi, będę mogła je od razu nakarmić, mąż będzie mi towarzyszył - przeżyjemy to razem. Będę miała większe szanse na karmienie piersią i rozkręcenie laktacji, po porodzie dziecko będzie ze mną 24h na dobę. Szybciej dojdę do siebie i będę mogła zacząć ćwiczyć. Najprawdopodobniej jednak zostanę nacięta, a poród nawet po kilkunastu godzinach może skończyć się cesarskim cięciem.
Pomimo, że w moich powyższych rozważaniach wygrywa poród siłami natury na razie jestem gotowa poddać się jednej próbie wywołania, więcej chyba nie dam rady - wszystko jednak okażę się w ciągu kilku najbliższych dni. Trzymajcie kciuki!
źródło |
Jaki nasz poród był wiesz, teraz jeśli jeszcze raz miałabym podejmować tą decyzję czy CC czy SN, to zdecydowanie SN, mimo że w trakcie błagałam o CC, to jest coś co naprawdę warto przeżyć.
OdpowiedzUsuńOjej, nie wyobrażam sobie mieć takich dylematów... Ja dziś mam termin, a u nas jest tak że po 10 dniach wywołują poród. Mam nadzieję, że mnie to nie czeka i jeszcze większą, że jednak będziesz mogła urodzić naturalnie! Zdaję sobie sprawę z Twoich myśli i trzymam mocno kciuki za to by pierwsza próba się powiodła. Z drugiej strony, jeśli u Ciebie wszystko pozamykane, to sama nie wiem, czy bym w końcu nie zdecydowała się na cesarkę, jeśli już nie byłoby wyjścia, by niepotrzebnie się nie męczyć. Pozdrawiam serdecznie! :*
OdpowiedzUsuńJa już od samego początku wiedziałam, że chce rodzić tylko naturalnie. No właśnie NATURALNIE już sama nazwa nam wskazuję, że ten poród jest najlepszy :).
OdpowiedzUsuńMiałam kiedyś operację i na swoim przykładzie wiem, że dochodzenie do siebie po zabiegu to jedna wielka masakra.
Co dla Ciebie jest najlepsze nie musi być dla każdego. Może warto pomyśleć zanim się coś napiszę że można sprawić komuś przykrość. Wiele kobiet ma cc bo nie może urodzić naturalnie
UsuńAsiu,
OdpowiedzUsuńmoja córka przyszła na świat w drodze cesarskiego cięcia.
Moje plany porodowe były zupełnie inne. Tak jak Ty pragnęłam naturalnego porodu. Chciałam to przeżyć mimo ogromnej świadomości jak ciężka i bolesna to droga.
Po tygodniu leżakowania na patologii ciąży z powodu "przeterminowania" ;) trafiłam na porodówkę. Była noc, ok. 01:50...
Brak postępu porodu zdecydował o podjęciu decyzji o cesarskim cięciu.
Mówisz o cięciu "na żywca"?! Skąd ten pomysł? Stosuje się znieczulenie zewnątrz oponowe bądź ogólne, ale to chyba zależy od szpitala. Szczerze mówiąc nie wiem.
Karolina przyszła na świat o 15:02. Kiedy ją zobaczyłam lekarz zbliżył ją do mnie, pozwolił, abym dała jej buziaka. Zalałam się łzami. Zabrali ją, ale był przy Niej mój mąż. Doświadczył widoku, który poniekąd ominął mnie. Ja dostałam jeden pocałunek. Dla mnie najważniejszy w życiu.
Widzisz ile to wszystko trwało. Nie jestem w stanie znaleźć słów, które opisałyby jak mocno byłam zmęczona.
Czasami tak się zdarza, że nasze plany porodowe weryfikuje życie. Najważniejsze, aby z Tobą i Tosieńką wszystko było dobrze, abyś czuła, że jest bezpieczna.
Na sali wybudzeń był przy mnie mąż, moje dziecko, przez chwilę nawet zapłakani teściowie. Miałam pojedynczą salę poporodową, całe dnie spędzał ze mną mąż. Karolina była przy mnie bezustannie także w nocy.
Było ciężko, rana bolała, trzeba było zając się dzieckiem. Nastrój był fatalny. Mój lekarz prowadzący proponował spotkanie z psychologiem. Przetrwałam. Ty też przetrwasz ;)
Ps. Cesarskie cięcie na życzenie nigdy nie spotykało się z moim pochlebstwem jednak daleka jestem od oceniania.
Powodzenia Asieńko i życzę Wam wszystkiego dobrego, aby Twoje porodowe plany się spełniły.
Trudna sprawa. Miejmy jednak nadzieję, że Tosia postanowi ukazać się już po 1 wywoływaniu. Trzymam kciuki!
OdpowiedzUsuńP.
Miałam tak samo jak ty, nic się nie działo, nie miałam nawet skurczy przepowiadających. Po tygodniu od terminu szpital, dwa dni później oksytocyna. Po oksytocynie nic. Powiedzieli, że główka nie zejdzie i cc. Mówili, że dziecko 4 kg +/- 500g. Igi miał 4540 g :). Nie rozumiem jak można chcieć ten zabieg na żądanie. Najgorszemu wrogowi nie życzę, ale z drugiej strony każda kobieta inaczej. Być może gdyby nie cc, coś mogłoby się stać dziecku, albo mnie by rozerwało na strzępy. Chciałabym jednak spróbować urodzić sn żeby mieć porównanie :) Pozdrawiam Cię i życzę szczęśliwego rozwiązania niezależnie od tego jaki poród będziesz miała czy sn czy cc :) Każdy ból minie, a dziecko wszystko wynagrodzi :*
OdpowiedzUsuńPierwszy poród miałam wywoływany kroplówkami koszmar ból był straszny drugi rodziłam naturalnie bez kroplówki z okstytocyną i ból był znacznie słabszy w skali bólu 1 do 10 pierwszy poród to 10 a drugi to 3..Drugi poród odbył się w 42 tygodniu pierwszy w 40 bo pani doktor stwierdziła ze nie urodze sama bo szyjka nie skrócona więc mi wywoływała :(
OdpowiedzUsuńMoją Tosię zaczęłam rodzić naturalnie, po kilku godzinach zarządzono jednak cc, bo dziecko było owinięte pępowiną. Miałam znieczulenie ogólne, czułam się dobrze, czasem miałam wrażenie, że nawet lepiej niż dziewczyny, które rodziły sn. Nie brałam żadnych leków przeciwbólowych. Ze względu na zamieszanie, które wiązało się z błyskawicznym cięciem dla własnego komfortu drugie dziecko też wolałabym urodzić przez cc. Nie czuję się gorszą matką, bez problemu karmiłam naturalnie. Nieważne jak dziecko wydostało się na świat, ważne że jest zdrowie i żyje.
OdpowiedzUsuńDłuższy czas chciałam CC na żądanie. Bałam się że nie zniosę bólu i będą jakieś komplikacje. Po tym jak na zajęciach szkoły rodzenia zobaczyłam porodówkę odechciało mi się całkiem rodzić a tym bardziej nie miałam już fazy na cesarkę. Koniec końców wyszło na to,że urodziłam naturalnie bez znieczulenia ponieważ nie załapałam się nie (rozwarcie szybko postępowało) z wątpliwym udziałem tego "głupiego jasia". Jednak wspominam całość bardzo dobrze mimo wiadomego bólu, który był. Ale to duża zasługa lekarza i położnej na których trafiłam :)
OdpowiedzUsuńJa miałam Cc. Dostałam znieczulenie w kręgosłup i nie czułam jak mnie otwierali :) dziecko widziałam co prawda chwile a potem zabrali go do mycia. Mnie w tym czasie szyli. Trafilam na sale pooperacyjna i dostalam dziecko na karmienie. Nie ma się co bac cc. Ja bardziej boje sie sn. 2 raz też. Wybiore cc.
OdpowiedzUsuńNa 2 dzień po operacji chodziłam z małym trudem ale trzeba chodzić.
Jak to u mnie wyglądało, przeczytałaś na blogu :)
OdpowiedzUsuńJa też bardzo chciałam urodzić naturalnie - na szczęście się udało :)
Trzymam kciuki, żeby jeśli trzeba będzie wywoływać poród, udało się to za pierwszym razem, tak jak u mnie :*
Na pewno dacie radę i wszystko będzie dobrze <3
Wkręciłam się i co dodajesz posta to czytam czy to już z porodówki :D
Autorka tekstu ma wyjątkową fantazje jeśli chodzi o cc. Gratuluję pomysłowości. Po cc dziewczyny szybciej dochodzą do siebie niż po naturalnym. Ale przeciez "LEPSZE" są te co urodzily normalnie
OdpowiedzUsuńDrogi anonimie, mniemam ze urodzilas przez cc. Czy ja gdziekolwiek napisałam, że kobieta, która rodzi naturalnie jest lepsza? Ano chyba nie odszukasz się takich słów. Jeżeli chodzi o cc to jest moje, subiektywne zdanie, co również zostało zaznaczone i ni wydaje mi się, żebym zbytnio fantazjowala - każdy szpital ma swoje zwyczaje do których trzeba się dostosować u nas jest to np. zakaz odwiedzin. Chce urodzić naturalnie, wyraziłem swoje obawy i nie uważam żeby było to coś, co może obrazić kobiety po cc - nawet tym na żądanie, bo to jest indywidualna sprawa każdej z nas, co nie znaczy ze nie uważam, że wykonywanie cięcia tylko ze względu na widzi misie pacjentki nie jest dobrym rozwiązaniem.
OdpowiedzUsuń