Czy to jak karmisz jest wyznacznikiem miłości do dziecka? Czy matki karmiące mlekiem modyfikowanym są gorsze od tych karmiących naturalnie? A przede wszystkim, czy możemy wchodzić z butami w cudze życie i ingerować w tak intymną sferę jaką jest karmienie niemowlęcia?
Zastanówcie się... Czy zaglądacie w talerz swoim znajomym albo obcym ludziom? Pytacie się co jedzą i oburzacie się, że jedzą inaczej niż Wy? Staracie się przekonać ich do żywienia w sposób jaki Wy preferujecie czy raczej w to nie ingerujecie? Prawda, że nie? To dlaczego tak usilnie próbujemy narzucić swoje racje, jeżeli chodzi o żywienie niemowląt?
Poza tym dokonujemy przecież za nasze dzieci mnóstwo innych wyborów, które wpłyną na ich późniejsze życie. Decydujemy o szczepieniach, wybieramy wiarę. Ale to właśnie karmienie jest przyczyną większości afer. Zupełnie niepotrzebnych afer...
Z przykrością zauważam fakt, że najczęściej pierwsze słowo rozpoczynające większość z nich należy do matek karmiących piersią. To one wysuwają tezy o braku miłości przy karmieniu mm, zarzucają karmienie "paszą" czy nawet trucie dzieci. Niestety matki karmiące mlekiem modyfikowanym szybko podłapują temat i afera gotowa. Z pozoru dorosłe, poważne kobiety skaczą sobie do gardeł próbując przekonać do swojej racji drugą stronę, często przy tym bluzgając i wysnuwając jakieś niestworzone wnioski. Przecież każda z nas chce dla swojego dziecka jak najlepiej, a przyczyn karmienia sztucznego jest na prawdę wiele... Począwszy od braku odpowiedniego wsparcia laktacyjnego, przez nadal popularne mity aż po niechęć do karmienia piersią. Ale czy to na prawdę jest nasza sprawa? Niestety wsparcie laktacyjne w naszym kraju kuleje. Położne nie są odpowiednio przeszkolone, a doradców laktacyjnych brak, nawet w szpitalach, które się nimi szczycą (chociażby szpital na Prostej w Kielcach). Ponadto mity, powtarzane niestety nawet przez lekarzy o zbyt słabym pokarmie czy produkcji niewystarczającej jego ilości. Pediatrzy, którzy twierdzą, że dziecko, które przybiera za mało musi być dokarmiane bez podjęcia żadnej walki o zwiększenie laktacji, wszystko to kończy się na butli, często podawanej przez matkę z wielkimi wyrzutami sumienia. A przecież nie od dziś wiadomo, że im częściej podawana jest butla, tym mniej pokarmu, kółko się zamyka, a laktacja powoli zanika. No i na końcu są mamy, które nie karmią naturalnie, bo po prostu nie chcą - ich wybór, nie moja sprawa, Twoja też nie!
Drażni mnie też zbytnie obnoszenie się karmieniem piersią (chociażby "karmiące cyce na ulice"). Karmienie, nawet publiczne jest dla mnie rzeczą tak intymną, że zawsze staram się znaleźć odpowiednie i ciche miejsce, zawsze gdzieś z boku i zawsze zakrywam się pieluszką. Podczas mojej mlecznej drogi zdarzyło mi się już karmić w parkach, restauracjach, samochodzie i przychodni, mam wrażenie, że często ludzie nawet nie wiedzieli co robię...
Pomimo tego, jestem jednak zdecydowaną zwolenniczką karmienia piersią no i Tośkę karmię naturalnie. Od początku wiedziałam, że tak będzie i byłam gotowa walczyć o laktację jak lwica. Wiedziałam też, że nie podam jej butli, bo tak jak przeciwniczką mm nie jestem i dla mnie cały świat mógłby karmić butelką, tak ja muszę karmić tylko piersią. Przyznam się bez bicia, że na punkcie karmienia swojego dziecka sfiksowałam zupełnie i pierwszy raz dokarmiając ją w szpitalu butelką, łzy ciekły mi ciurkiem. Na szczęście od wyjścia ze szpitala Antoninie wystarcza wyłącznie moja pierś. Uwielbiam Ją karmić, patrzeć jak się wtula, jak uśmiecha się z sutkiem w buzi żeby za chwilę go wypluć, pogaworzyć trochę, a następnie spokojnie wrócić do jedzenia. Uważam to za coś pięknego i pomimo, że nikt mnie w tym wyręczyć nie może (kategorycznie odrzuciła butelkę, próba podania mojego mleka w czymkolwiek innym niż piersi kończy się dzikim wrzaskiem) kocham to! Ale nie zawsze było tak kolorowo... Pierwsze trzy tygodnie karmienia to była męczarnia ukoronowana prawdopodobnie zastojem i gorączką sięgającą 39 stopni. Poranione i bolesne sutki, zaciskanie zębów i uderzanie nogą w stół podczas przystawiania dziecka do piersi, najogólniej mówiąc - krew, pot i łzy. Kończąc Ją karmić już myślałam o tym, że za kolejne trzy godziny znowu będzie głodna, a ja znowu będę musiała cierpieć. Nie, nie było magii, nie było miłości, był ból i chęć zapchania głodnego dzioba butlą. Ale dzięki wsparciu TT i swojemu samozaparciu udało się. Skończyło się cierpienie i zaczął się najpiękniejszy okres w moim życiu.
I wiecie co... Połowę tego tekstu napisałam z Tosią wiszącą przy piersi. To nic strasznego, że dziecko nagle chce częściej, dłużej i więcej. Ono rośnie i tylko w ten sposób może zwiększyć sobie produkcję mleka. Jeżeli zamiast to przetrwać podamy mu butlę produkcja mleka w piersiach nie zwiększy się.
Także Kochane, jeśli tylko chcecie dacie radę. Musicie uwierzyć w siebie i uzbroić się w cierpliwość. Musicie przygotować się na to, że dziecko będzie czasem potrzebować cyca 24h na dobę. Musicie uwierzyć w to, że nie istnieje za słaby pokarm, a Wasza fabryka jest w stanie wyprodukować wystarczającą ilość mleka. Uwierzyć w to, że możecie, a na pewno się uda!
A jeśli karmisz mlekiem modyfikowanym też jesteś świetną matką! Kochasz swoje dziecko najmocniej na świecie i robisz wszystko żeby było szczęśliwe. No, a przy okazji możesz napić się wina, którego ja nie skosztuję jeszcze co najmniej rok. No i może za to trochę cię nie lubię ;)
A jeśli karmisz mlekiem modyfikowanym też jesteś świetną matką! Kochasz swoje dziecko najmocniej na świecie i robisz wszystko żeby było szczęśliwe. No, a przy okazji możesz napić się wina, którego ja nie skosztuję jeszcze co najmniej rok. No i może za to trochę cię nie lubię ;)
wszystko jest pieknie tylko ja mam inne doświadczenia z karmienia piersią.Jestem mama bliźniaczek urodziły się malutkie jedna była długo w szpitalu nie miałam możliwości być ciagle u niej w szpitalu ponieważ druga córcie miałam w domu wiec ta w domu karmiłam piersią tej w szpitalu odciagałam ile mogłam pokarmu i zawoziłam jak wyszła ze szpitala to tez tak było gdyż nie miała ona siły jeść z piersi a musiała zjeść okreslona ilość na posiłek.po pewnym czasie nabrała sił i karmiłam obie piersia ale jak skończyły 2 i pół miesiąca musiałam je zacząć dokarmiać bo bedąc samemu z dwójka maluszków w domu nie można sobie pozwolić na to by ciagle karmić tym bardziej że one w jednym czasie jeść nie umiały.Wiec to co się chce a jaki scenariusz pisze życie to dwie różne sprawy. Marzyłam by karmić je jak najdłużej teraz maja pieć i pól miesiaca karmie je jeszcze ale już nie wiele
OdpowiedzUsuńAle walczyłaś, karmisz, nie ważne jak, najważniejsze, że kochasz i chcesz dla nich jak najlepiej. Tylko o to mi chodzi :) Powodzenia z cudowną dwójką :)
UsuńCzyżbym była małą inspiracją do napisania tego teksu? :)
OdpowiedzUsuńMama Diabełka
Już od jakiegoś czasu nosiłam się z tym wpisem, ale Twój wczorajszy post mnie zmobilizował :) Więc w zasadzie tak :D
UsuńJa próbowałam przez 2 tygodnie i pomimo pomocy paru pan od laktacji pokarm zanikł wiec jestesmy na mm. Nie czuje sie gorsza ani lepsza. Mam zdrowa 11sto miesięczna juz córkę i nie narzekam. Pozdrawiam te cudowne mamy ktore uważają sie za lepsze! Powodzenia
OdpowiedzUsuńTak jak mówię, jestem zwolenniczką kp, ale nie jestem nawiedzona. Jestem w pewnej grupie na fb, w której przewijają się komentarze typu - karmi mm, biedne dziecko i w ten deseń. Strasznie mnie to irytuje...
UsuńJa też jestem zwolenniczką karmienia piersią, ale nie za wszelką cenę. Denerwują mnie te wszystkie wojny.
OdpowiedzUsuńJa w 6 miesiącu podałam butle. Teraz mamy karmienie mieszane, choć obecnie to już zawykle posiłki biora górę w diecie Chibi, a ona sama decyduje kiedy chce KP, dzięki MM za to przesypia nawet do 12h już go tak nue domonizuje jak kiedyś i bardziej podziwiam matki MM, tyle piernicznienia z tymi butlami. A przy KP luz, wyjmujesz i je. Ale zgadzam się mój cyc mój biznes. Wprowadzenie MM było dla mnie trudne i traktowałam jako porażkę, glupia byłam. To nie koniec świata i nie ma co się dla głupiej idei męczyć.
OdpowiedzUsuńJak czytałam co opisałaś :),to wszystko mi się przypomniało i te wspomnienia miałam tak samo Asiu :) też walczyłam :). Ale to nie koniec walki było jak Córcia podrosła też miałam cierpienie bo np.ściskała mi pierś w dziąsłach i znowu rany,potem ząbki :). Przeżyłam,ale nie żałuje prawie 9mcy karmimy się :)
OdpowiedzUsuńA ja tylko pierwsze dwa tygodnie piersią, po paru dniach zaczęłam dokarmiać butlą, żeby właśnie nie było dzikiego wrzasku gdy podam mm.
OdpowiedzUsuńChciałam tylko żeby dziecko spiło tak zwaną siare , a potem już tylko mm. Już na początku tak to zaplanowałam, i nie czuje sie winna, lub nic w tym stylu. Jedyne co to synka nadal do piersi przytulam, dla zapachu, dźwięku bicia serca, bliskości.
Kiedy bylam w ciazy wogole nie bralam pod uwage opcji butelka, no way... Co prawda zawsze mowilam, ze jak ktos nie chce karmic piersia to luz, jej sprawa, ale nie przyjmowalam do wiadomosci tekstow tupu "tak bardzo chce karmic piersia ale... zanikl, spalil mi sie pokarm, ale mam za chude,za malo itd itp " uwazalam, ze to takie gadanie a tak naprawde dana mama nie chce karmic swojego dziecka... i gdzies w podswiadomosci czaila sie mysl ze jest zła... - tak było przed ciaza i w trakcie jej trwania. Pozniej przyszlo zderzenie z rzeczywistoscia... porod przez cc, dziecko przy piersi po 30 godz, dokarmianie butla w szpitalu bez mojej wiedzy i zgody, w koncu za nia, kiedy synek ciagle plakal i pediatra kazal go dokarmic... pozniej bylo tylko lepiej... ;) stan zapalny, 5 antybiotykow, 2 tygodnie w szpitalu bez malego, a on z mezem w domu na butli... wszyscy mowili, ze juz nic z tego nie bedzie,ze maly nie bedzie chcial jesc, a jednak udalo sie!:) po ciezkich probach, scoaganiu pokarmu w szpitalu co 3 godz, walkach z poranionymi brod
OdpowiedzUsuńOjj przez pomylke wuslalam niekompletny komentarz. Generalnie konkluzja jest taka,ze jak sie bardzo chce to pomimo wszelkich przeciwnosci powinno sie udac!:) Chociaz rozumiem juz kobiety, ktore jednak nie daja rady, sama mialam ochote sie poddac.. nasz sukces tes nie jest calkowity, poniewaz dwa razy dziennie dokarmiam synka mm, ale przy poczatkowej butli przy kazdym karmieniu to i tal duzo;) wazne jest tez to zeby sie tak strasznie nie sponac,odkad powiedzialam sobie, ze trudno, najwazniejsze zeby maly byl zdrowy,najedzony i zadowolony i ze dajac mu mm nie jestem zla matka to laktacja troche sie rozkrecila ;) Mm yez ma swoje plusy, mozna zostawic raz na jakis czas brzdaca z babcia i wybrac sie na randke z mezem ;);)
OdpowiedzUsuń