czwartek, 26 czerwca 2014

Przeziębienie w ciąży - czyli jak leczyć się naturalnie

Zawsze mogłam cieszyć się dużą odpornością na różnego rodzaju infekcje. Zapewne zawdzięczam to mamie, która karmiła mnie niemal rok oraz jej rozsądkowi w podawaniu mi antybiotyków - przez całe moje życie antybiotyki, które wzięłam można policzyć na palcach jednej ręki. Myślę, że do dużej odporności przyczynił się również fakt, że mam dwie śledziony, a jak wiadomo śledzionka odpowiedzialna jest za odporność :) No, ale przecież postu by nie było, gdyby i mnie nie dopadło w końcu przeziębienie. Zaczęło się od bólu gardła, później doszło kichanie, gigantyczny katar i ogólne osłabienie. Po niemal tygodniu byłam tak osłabiona, że pojechaliśmy na nocną i świąteczna opiekę zdrowotną - nie ma żartów, Tośka jest najważniejsza. Okazało się, że mam zapalenie gardła - wyrok antybiotyk. Pogadałam z Panią doktor i udało mi się ją przekonać, że może wcale nie jest to najlepszy pomysł. Przepisała mi wodę morską do nosa (szczerze polecam) i tantum verde, więc post będzie o naturalnych sposobach walki z przeziębieniem, ale również z małym wspomaganiem farmakologicznym (zupełnie bezpiecznym). Zaleciła kontrolę lekarska za parę dni - udało się, jestem już prawie zdrowa, a nie nafaszerowałam Tosi żadnymi lekami :)

Chcecie prawdziwy miód? Zapraszam do kontaktu!
1. WODA Z MIODEM

Bezkonkurencyjny sposób na gardło a przy tym zdrowy i smaczny. Wodę podgrzewamy (ma być letnia, ok 38 stopni, w innym przypadku miód straci wszystkie swoje właściwości). Mieszamy z kilkoma plastrami imbiru (można posiekać), miodem i cytryną - wypijamy od razu. Najlepiej pić profilaktycznie, 2 x dziennie po ok. 250 ml. 

2. GORĄCE MALINY

W zamrażarce zawsze mam zamrożone maliny. Przydają się do ciast, ale ratują również przy przeziębieniu, ponieważ są naturalnym źródłem aspiryny. Garść malin rozpuszczamy w rondelku, podgrzewamy do zagotowania, ale nie gotujemy, dodajemy łyżkę miodu (w tym wypadku tylko dla smaku). Wypijamy i zjadamy jak najcieplejsze i pakujemy się do łózka (najlepiej na noc).

3. SYROP Z TYMIANKU (wg przepisu Blogodzinka)

Zdecydowanie polecam! Szybki w przygotowaniu i smaczny :) W rondelku gotujemy szklankę wody z łyżką suszonego tymianku. Od momentu wrzenia gotujemy jeszcze ok. 3-4 min. (pod przykryciem). Wrzucamy kilka plastrów imbiru i zostawiamy do ostygnięcia. Kiedy syrop ma około 38 stopni dodajemy 2 łyżki miodu, wciskamy cytrynę i gotowe. Podajemy po łyżce kilka razy dziennie.

4. CZOSNEK (MASŁO CZOSNKOWE)
 
Mój faworyt. Uwielbiam czosnek chyba w każdej postaci, niestety często się powstrzymuję przez jego "walory zapachowe". Jeżeli jednak jesteście jego zwolennikami tak jak ja, zachęcam do zjedzenia na kolację kromki chleba np. z masłem czosnkowym. Jeśli nie przesadzicie, rano nie będzie już po nim śladu, a zdecydowanie zwiększycie swoją odporność. 
Opakowanie śmietanki 30% (najlepsza czerwona z Tesco) w temperaturze pokojowej ubijamy do momentu oddzielenia się maślanki. Wylewamy na sitko, oblewamy zimną wodą i formujemy masełko. Czosnek siekamy (wg uznania, ja daję 3-4 ząbki), opcjonalnie dorzucamy garść posiekanej pietruszki i dokładnie mieszamy z masłem - ja mogłabym zjeść całe od razu.

Powyższa mieszanka + Tantum Verde i woda morska pomogły! Obeszło się bez antybiotyku, a ja po dzisiejszej kontroli wyszłam z gabinetu z informacją, że po infekcji nie ma śladu. Jestem co prawda jeszcze pociągająca, ale wróciłam już do formy - uh, o ile III trymestr można w ogóle nazwać powrotem do formy :D


poniedziałek, 23 czerwca 2014

Wyniki konkursu "Ja i mój Tata"

Na początku wszystkim Tatusiom, w dniu ich święta pragniemy złożyć najserdeczniejsze życzenia, wielu uśmiechów i radości ze swoich pociech oraz dużo cierpliwości dla ich szalonych pomysłów!

W imieniu własnym oraz Nashka.pl serdecznie dziękujemy wszystkim za udział w konkursie! Wszystkie zdjęcia były wspaniałe i pokazywały miłość Ojca do Dziecka, ale spośród nich trzeba było wybrać tylko dwa zgłoszenia, które zostaną nagrodzone - po długiej dyskusji decyzja zapadła i mamy zwycięzców! :) A oto i oni: 

I miejsce 
i bon o wartości 50 zł na zakupy w sklepie Nashka.pl zdobywa 
Pani Martyna Wróblewska
Tata z córeczką Mają


II miejsce 
i wybrany produkt z wydawnictwa Sierra Madre zdobywa 
Pani Magdalena Borowska
Tata z Michalinką

III miejsce 
i wybrany produkt z wydawnictwa Sierra Madre zdobywa 
Pani Joanna Tomaszewska
Tata z Maksem

Wygranych proszę o kontakt ze sponsorem do 27.06.2014r. w innym wypadku nagrodę otrzyma ktoś inny.
Wszystkim jeszcze raz bardzo dziękuję i żałuję, że nie było więcej nagród. Bardzo cieszyło mnie każde zgłoszenie i mam nadzieję, że będę miała okazję zorganizować jeszcze nie jeden konkurs. :) 
Dziękuję również Nashka.pl, bo bez nich nie byłoby tak wspaniałych nagród. 

piątek, 20 czerwca 2014

Lody owocowe!

Zachcianką, która towarzyszy mi od początku ciąży i nie ustaje nawet na chwilę są lody. Owocowe, czekoladowe, z bitą śmietaną, w wafelku, czekoladzie, smażone - nie ważne w jakiej postaci, lody muszą być codziennie i już! Ale ile można faszerować siebie i Tosię tymi wszystkimi konserwantami zawartymi w kaktusie czy innym grandzie, lepiej zrobić swoje - wiemy przynajmniej co jemy :) W moim przypadku, jak nie dam cukru mogę zjeść nawet litr, a co!

LODY OWOCOWE
SKŁADNIKI:
  • ok. 500g owoców
  • 150 - 200 ml śmietany 30%
  • do 50g cukru pudru (w zależności od użytych owoców i słodkości jaką preferujemy)
Owoce myjemy, dokładnie suszymy, kroimy na mniejsze części i wkładamy do zamrażarki (ja użyłam truskawek, bananów i nektarynek, tak więc Kochani, owocowa dowolność :) ). Owoce zamrażam dzień przed przygotowaniem lodów, wtedy mam pewność, że będą odpowiednio zmrożone. 
Owoce z cukrem blendujemy na sypką papkę, dodajemy śmietanę i dokładnie miksujemy aż stworzą jednolita masę. Lody możemy serwować od razu lub szybko przełożyć do pojemników, schować do zamrażarki i cieszyć się ich smakiem przez kilka dni (zrobiłam poczwórną porcję, więc myślę, że na kilka dni wystarczy :D).
Od góry: nektarynkowe, truskawkowe, bananowe

Jak już wspominałam słodkość lodów zależy od naszych upodobań. Na ok. 350g nekatrynek dałam 10g cukru, na 450g truskawek 50g cukru, a bananów w ogóle nie słodziłam (wsypałam cukier wanilinowy). 
Szczerze polecam również pojemniki do lodów z Pepco (na zdjęciu). Smacznego! :)

wtorek, 17 czerwca 2014

Bomba witaminowa

Jak szaleć to szaleć. Jak już pewnie wiecie z fb, w sobotę stałam się szczęśliwą posiadaczką Thermomixa. Marzyłam o nim od dawna, ale przez myśl nie przeszło mi, że będę go mieć w ciągu najbliższych kilku lat - życie potrafi jednak miło zaskoczyć, znowu - ciekawe kiedy to zapamiętam ;) Testowanie rozpoczęłam zupą cebulową i napojem z... natki pietruszki! Tak, dokładnie, ta znienawidzona przez większość z nas natka w połączeniu z cytryną i wodą daje niesamowite rezultaty - nie dość, że pyszne i orzeźwiające to jakie zdrowe! :)

Postanowiłam, że będę dzielić się z Wami przepisami z Thermomixa, które można wykonać na standardowych sprzętach kuchennych. Z  czasem stworzę również zakładkę z własnymi kompozycjami do Thermomixa - dla moich wszystkich czytelników, którzy mają to cudo w domu! :) Po dłuższym testowaniu podzielę się z Wami również moimi spostrzeżeniami i ewentualnymi uwagami do urządzenia (chociaż wątpię, że takowe istnieją - poza myciem of course :D)

NAPÓJ Z NATKI PIETRUSZKI
SKŁADNIKI:

  • 1 pęczek natki pietruszki
  •  2 małe cytryny
  • 70 - 80g cukru
  • 0,5l wody (można dolać więcej, zależy od Waszego smaku)
Cytrynę obieramy ze skórki, wyjmujemy pestki i kroimy na cząstki. Wraz z pozostałymi składnikami wrzucamy do robota kuchennego i miksujemy aż do momentu rozdrobnienia wszystkich składników. Przelewany do dzbanka i napój gotowy :) Można dodać kostki lodu - na letnie upały idealny :)


p.s. zupa cebulowa wyszła pyszna, a jej zrobienie zajęło tyle co nic. No i porządek w kuchni, bo ani patelni, ani garnków nie potrzebowałam ;)

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Ciasto jogurtowe z owocami

Ciąża zmienia smaki - to wiadomo nie od dzisiaj. Wcześniej za tego typu ciastami nie przepadałam, teraz mogłabym zjeść nawet i całą blaszkę ;) O czym mowa? O jogurtowym cieście z owocami, w mojej wersji będą to truskawki, ale możemy użyć śliwek, jagód, malin lub innych, na jakie przyjdzie nam ochota. Mam nadzieję, że niedługo zrobię je ze śliwkami, bo mi się takie maaarzy <3

CIASTO JOGURTOWE Z OWOCAMI
SKŁADNIKI:

  • 3 szklanki mąki pszennej
  • 1 szklanka cukru
  • jogurt naturalny (400g)
  • 3 jaja
  • 0,5 szklanki oleju
  • 1 proszek do pieczenia (16g)
  • 1 cukier wanilinowy
  • truskawki (ok. 20 sztuk)

Cukier, jogurt i jaja dokładnie mieszamy. Dodajemy pozostałe składniki i ponownie mieszamy. Blachę smarujemy tłuszczem, obsypujemy startą bułką i wylewamy naszą masę. Na wierzch kładziemy owoce (pamiętajmy, aby przekrojone owoce zawsze kłaść "do góry brzuchem". Nie puszczą one wtedy soku do środku i będziemy mieć pyszne ciasto, a nie ciapkę). Wkładamy do piekarnika rozgrzanego do 170°C i pieczemy ok. 50 min. Sprawdzamy patyczkiem - jeśli jest suchy, możemy wyjąć ciasto z piekarnika. Smacznego! :)



czwartek, 12 czerwca 2014

Kokosanki

Wyobraźcie sobie sytuację - znajomi dzwonią, że za godzinę mogą wpaść na kawę bo są niedaleko, a Wy nie macie w domu NIC słodkiego. Wtedy na ratunek spieszę Wam ja z błyskawicznym przepisem na kokosanki! Ciasteczka są przepyszne, wyglądają efektownie, a ich zrobienie nie wymaga wysiłku ani specjalnych umiejętności kulinarnych ;)

KOKOSANKI
SKŁADNIKI:
  • 400g wiórków kokosowych
  • 4 jaja
  • 1 szklanka cukru 
Wszystkie składniki dokładnie mieszamy i formujemy kulki wielkości orzecha włoskiego (ok. 40 sztuk). Blachy wykładamy pergaminem i smarujemy go tłuszczem (tak! Smarujemy pergamin). Wkładamy do piekarnika rozgrzanego do 180°C i pieczemy ok 20 min. aż nasze kulki delikatnie się zarumienią.

sobota, 7 czerwca 2014

Mamusiu, dlaczego mnie trujesz?

Czwartkowy poranek, godzina 8:30, jem już drugie śniadanie (z własnych zasobów, bo szpitalne jedzenie...), wyglądam przez okno i zaczyna się we mnie gotować. Za winklem, nerwowo się rozglądając kobieta w zaawansowanej ciąży zaciąga się papierosem. Jest w 34 tygodniu, dlaczego pali? Bo lekarz powiedział, że lepiej gwałtownie nie rzucać - cholera! Miała 8 miesięcy na to, w ciągu miesiąca można ograniczyć do zera! Bo pali od 15 lat i jakoś tak jej ciężko było. Poddaję się, przecież nie będę dyskutować z dorosłą kobietą, szkoda mi tylko tego malucha w brzuchu jak w komorze gazowej. Skąd wiem? Znalazłyśmy się w jednej sali - przenieśli mnie.

Czwartkowy wieczór, do naszej bohaterki zagląda koleżanka, która urodziła o 15 (tak, tak tego samego dnia o 15, a śmigała po korytarzach jakby była miesiąc po porodzie - poporodowego samopoczucia tylko pozazdrościć, ale nie o tym). Zgadnijcie gdzie poszły - zapalić papierosa przed snem, dotlenić maleństwo w brzuchu i wzbogacić pokarm o wszystkie świństwa zawarte w papierosie.

Liceum - dziewczyna w 9 miesiącu zaciągając się papierosem mówi "lekarz się wk*wi, powiedział, że jak nie rzucę to on od razu pozna, bo będzie czarne łożysko, hue, hue, hue" - nic nie powiedziałam, odsunęłam się od tej grupki, ale jej słowa pamiętam do dzisiaj.

Takich przypadków jest więcej. Mijam na szpitalnym korytarzu kobiety, od których czuć papierosami, wyglądając z okna przyszłe mamuśki chowają się za rogami budynków i zaciągają kolejnym buchem. Nie trafiają do mnie argumenty, że nie mogły rzucić, że to trudne i mój zdecydowany faworyt - lekarz zabronił rzucać, HA HA! Owszem lekarz mógł zasugerować powolne ograniczenie, bo nagłe odstawienie rzeczywiście może zaszkodzić, ale kochani, nikt mi nie powie, że powolne odstawianie będzie trwać całą ciąże!

Dlaczego argumenty palących mamusiek do mnie nie trafiają? Bo sama paliłam i 7 grudnia, kiedy na teście pojawiła się druga, blada kreseczka przestałam. Ot tak, po prostu wyjęłam paczkę z torebki i dałam Tacie Tosi, od tamtej pory tylko on się truje - zawsze z daleka ode mnie i Tośki. Było to dla mnie tak naturalne i oczywiste, że nie wyobrażałam sobie inaczej. Od zawsze wiedziałam, że w ciąży palić nie będę.

A jakie są wasze doświadczenia/obserwacje dotyczące palących kobiet w ciąży i karmiących? Zapraszam do dyskusji.


[EDIT 09.07.2014r.]
Namieszałam. Pamiętacie bohaterkę, która leżała ze mną na sali? Była w 32 tc a nie jak pisałam 34 tc. Dużo się nie pomyliłam, ale jednak. Jadąc wczoraj do szkoły rodzenia przypadkiem ją spotkałam - oczywiście za winklem z fajkiem w ustach, ale już bez brzuszka. Pogadałyśmy chwilę, urodziła tydzień temu. Urodziła w 36 tc, dziecko z zapaleniem płuc. Powstrzymałam się od komentarza dot. papierosów, przecież to nic nie zmieni, życzyłam zdrowia i poszłam na zajęcia. Mam nadzieję, że dzidziuś szybko z tego wyjdzie i nie będzie miał problemów w przyszłości. Czy jest tu ktoś kto chciałby mi powiedzieć, że palenie w ciąży nie szkodzi? Mam nadzieję, że nie i mam również ogromną nadzieję, że jeśli palicie, a traficie na ten wpis zastanowicie się kilka razy czy na prawdę warto, czy zdrowie Waszego malucha nie jest ważniejsze niż Wasza chęć zapalenia...  

czwartek, 5 czerwca 2014

Amniopunkcja - i co dalej?

Jeszcze przed założeniem bloga wiedziałam, że chcę poruszyć temat inwazyjnych badań prenatalnych, a dokładniej - amniopunkcji. Chciałam poczekać z publikacją do urodzenia Tosi, ale ostatnia dyskusja jaka wywiązała się pod artykułem [link] i komentarze, które przeczytałam pod różnymi jego udostępnieniami zdecydowanie przyspieszyły moje działania. Tekst jest oparty na moich doświadczeniach oraz informacjach, które udało mi się zebrać po usłyszeniu słów: "musi poddać się Pani dalszej diagnostyce". Uwierzcie, że były to najgorsze słowa jakie usłyszałam w życiu, a samo wspomnienie tamtego okresu powoduje napływ łez. W moim przypadku na szczęście wszystko skończyło się dobrze, kolejne badania wychodzą prawidłowo i z niecierpliwością czekam na Tosię, ale niepokój o jej zdrowie nadal mi towarzyszy. Chciałabym również żeby ten wpis trafił do osób, które tak jak ja kilka miesięcy temu, szukają jakiejkolwiek nadziei i informacji - chcę dać Wam nadzieję, że dalsza diagnostyka to nie wyrok i w większości przypadków wszystko kończy się dobrze.

10 lutego - minął 13 tc, jedziemy na usg prenatalne z nadzieją, że uda się dopatrzyć płci naszego malucha. Śmiejemy się, ustalamy ostatnie szczegóły obiadu ślubnego (Czy na pewno możemy posadzić te ciocie obok siebie?), wymyślamy imiona. Nieco spóźnieni wchodzimy do gabinetu jako ostatni. Tata Tosi robi do monitora dziwne miny, wypatruje podobieństwa, ja nie mogę powstrzymać śmiechu, sielanka trwa. W głowie czeka już pytanie do doktora czy może uda się wypatrzyć płeć i wtedy padają jego słowa, że nie jest najlepiej i będziemy musieli poddać się dalszej diagnostyce. Zapada cisza, zaczynają lecieć mi łzy, lekarz kontynuuje, że NT jest powiększone, ma 3,6mm i na dodatek nie widać kości nosowej, dziecko może mieć wadę genetyczną, trzeba sprawdzić. Ktoś w tej chwili może powiedzieć, że takie wyniki nie odbiegają dużo od normy i że nie ma co siać paniki - mogę odpowiedzieć na to tylko jedno... Nikt, kto tego nie przeżył, nie zrozumie tego, co czuje się w tym momencie, nikomu również tego nie życzę - nawet największemu wrogowi.

Teraz trochę teorii. Jak zapewne wiecie, pierwsze usg prenatalne wykonuje się między 11 a 14 tygodniem ciąży. Podczas badania lekarz mierzy między innymi przezierność karkową (NT). Nieprawidłowe wartości NT sugerują podwyższone ryzyko wystąpienia:

- aberracji chromosomalnych; 
- zaburzeń hemodynamicznych; 
- wad serca płodu; 
- zespołu przetoczenia krwi między płodami.

Dodatkowo lekarz bada inne markery wad genetycznych takie jak: przepływy, obecność kości nosowej oraz ogólny obraz płoduStwierdzenie jakiejkolwiek nieprawidłowości lub wątpliwości jest wskazaniem do poszerzenia diagnostyki. Tak właśnie było w naszym przypadku. NT - 3,6 mm (norma do 3mm) oraz brak kości nosowej. Dostaliśmy skierowanie na amniopunkcję...

Przez moment zastanawialiśmy się nawet nad przełożeniem ślubu, ale doszliśmy do wniosku, że te parę godzin wytrzymamy. W domu poza moim popłakiwaniem, czasem krzykiem i pytaniami "dlaczego akurat my?" panowała grobowa atmosfera. Wiedzieliśmy my, rodzice i szwagier. Zaczęliśmy jeździć - szpital, Instytut, szpital... Okazało się, że amniopunkcję najlepiej wykonać po 15 tygodniu ciąży aby zagrożenie dla dziecka było jak najmniejsze. Czy wykonujemy badania? Co do tego nie było wątpliwości. Jeszcze przed ślubem ustaliliśmy termin - 26 lutego wydawał się wtedy bardzo daleko. 


Nie wiem jak to zrobiłam, ale czas do zabiegu minął bardzo spokojnie. Najwidoczniej mój mózg odrzucił złe myśli i pozwolił mi dotrwać do niego w spokoju. Obiad poślubny wyszedł wspaniale. Chowałam się tylko przed dziećmi, które pytały o płeć i imiona dla dziecka - poza tym prawie nikt nie poruszył dzieciowego tematu.



W końcu nadszedł dzień badania. Stawiliśmy się w szpitalu na Czerniakowskiej po godzinie 8:00, niestety panuje tam zwyczaj kto pierwszy ten lepszy, więc zabieg miałam wykonany dopiero po 13:00. Każda z nas wchodziła sama (z perspektywy czasu uważam, że było to lepsze rozwiązanie niż wejście z partnerem). 



ZABIEG.

"Strach ma wielkie oczy", a internet w tym wypadu nie kłamał. Położyłam się na kozetce, dr Roszkowski (zdecydowanie polecam!) wykonał usg. Zamknęłam oczy, słyszałam szelest rozpakowywania, pielęgniarka polała czymś brzuch i poczułam bardzo delikatne ukłucie. Ręka zacisnęła mi się mocniej na jej dłoni, a w głowie kołatało się "nie ruszać się, nie ruszać...". Po chwili dość nieprzyjemne, lekkie pociągnięcie i już było po wszystkim. Całość trwała może 3 minuty. Nie było strasznie, nie było nawet źle, ale tylko fizycznie, bo nerwy były już mocno nadszarpnięte. 


OCZEKIWANIE.

Czas zdecydowanie najgorszy. Standardowo czas oczekiwania na wyniki wynosi minimum 4 tygodnie. W przypadku podejrzenia 3 podstawowych wad genetycznych, w tym zespołu downa, z próbki pobranej podczas amniopunkcji można wykonać odpłatne badanie MLPA lub FISH. Uwaga! Nie wszędzie możecie wykonać te badania, więc jeśli zależy Wam na czasie warto pytać o tym na początku!!! Badanie metodą MLPA kosztuje 450 zł, a wynik jest w ciągu tygodnia. Oczywiście wybraliśmy MLPA, a i tak było bardzo ciężko... W zasadzie nie wstawałam z łóżka, z nikim nie rozmawiałam i popłakiwałam. Moim głównym zajęciem było spanie i czytanie [forum], które na prawdę mi pomogło. W większości przewijały się tam dobre wiadomości, kobiety, których dzieci miały NT 8, ogólny obrzęk płodu i minimalne szanse na zdrowe dziecko rodziły ZDROWE maluchy! Przypadków podobnych do mojego było więcej - niemal wszystkie kończyły się pozytywnie. Pomimo tego nadal gdzieś w środku zastanawiałam się co zrobimy jeśli okaże się, że dziecko jest chore...


WYBÓR.

5 marca odebrałam wyniki - będziemy mieli ZDROWĄ córkę! Najgorszy tydzień dobiegł końca, teraz mogliśmy spokojnie czekać na ostateczny wynik amniopunkcji, który otrzymaliśmy 28 marca. Wynik potwierdził, że Tosia jest zdrowa. Nie wiedziałam, że słowa "Kariotyp prawidłowy żeński" doprowadzą mnie znowu do łez, łez szczęścia. 


Ja na szczęście nie musiałam dokonywać wyboru, w którym tak na prawdę żadna decyzja nie będzie dobra. Pamiętajmy jednak, że jeżeli wyniki badań prenatalnych potwierdzą wadę genetyczną mamy wybór. Decyzję musimy podjąć do 24 tygodnia ciąży, do tego czasu możemy poddać się terminacji. Najbardziej uderzyło mnie w wypowiedziach niektórych osób mylenie terminacji z aborcją. Terminowanie ciąży polega na wywołaniu porodu, narodzone dziecko można zabrać i godnie pochować skracając w ten sposób zarówno jego jak i swoje cierpienia. Nie rozumiem kobiet, które z pełną świadomością decydują się urodzić chore dziecko, ale one zapewne nigdy nie zrozumieją tych, które decydują się na terminację. Ani jedna, ani druga decyzja nie będzie dobra, bo w tej sytuacji każda obarczona będzie ogromnym cierpieniem. Codziennie dziękuję losowi, że moja córeczka jest zdrowa i pomimo stresu, który przeszłam nie musiałam stawać przed tym wyborem... 



wtorek, 3 czerwca 2014

Ciasto czekoladowe

Ciasto czekoladowe, dla mnie wspomnienie babciowego wypieku. W domu ciasta czekoladowe nigdy nie były doceniane, pamiętam jak udało mi sie jednak namówić Babcię do upieczenia murzynka. Później piekła go zdecydowanie częściej, teraz piekę go ja. Obowiązkowo na każde święta czy spotkania rodzinne oraz od czasu do czasu ot tak sobie. Jest prosty, szybki i niezawodny. Kusi mnie od kilku godzin, ale dzielnie się powstrzymuję i zjadłam tylko jeden kawałek! ;)

CIASTO CZEKOLADOWE
SKŁADNIKI:
  • 2 szklanki mąki pszennej
  • 3/4 szklanki cukru 
  • 3 jaja
  • 0,5 szklanki oleju lub oliwy
  • 1 szklanka mleka
  • 2 czubate łyżki kakao
  • 1 czubata łyżeczka sody oczyszczonej
  • 1 łyżeczka cynamonu
  • słoik kwaśnej konfitury (u mnie porzeczkowa)

Wszystkie składniki (poza konfiturą) wrzucamy do miski i mieszamy do uzyskania jednolitej masy. Pod koniec wrzucamy konfiturę, ponownie mieszamy i przekładamy do blachy nasmarowanej tłuszczem i obsypanej bułką tartą. Ciasto wkładamy do piekarnika rozgrzanego do 180°C. Pieczemy ok 25 - 30 min, następnie zmniejszamy temperaturę do 160°C i pieczemy jeszcze około 15 - 20 min. Sprawdzamy patyczkiem - jeśli jest suchy wyłączamy piekarnik i czekamy chwilę aż ostygnie. Wykładamy na deskę i gotowe! Prawda, że szybko? :)