wtorek, 17 lutego 2015

Krótka impreza matki karmiącej

Znacie to uczucie. Na pewno je znacie! Słyszycie muzykę i Wasze nogi same rwą się do tańca. Macie ochotę tańczyć gdziekolwiek byście nie były. Chcecie na imprezę, potrzebujecie jej żeby móc dalej funkcjonować i czerpać radość z macierzyństwa. Wasze uzależnienie od imprez sięga zenitu, zachowujecie się jak narkoman na detoksie. Myśl o imprezie towarzyszy Wam zawsze i wszędzie, a wyjście do restauracji już nie wystarczy żeby zaspokoić chęć pobycia w towarzystwie wyłącznie dorosłych ludzi. I ta głośna muzyka, basy i współimprezowicze... W końcu nadchodzi ten upragniony dzień. Jesteście podeskcytowane, dojeżdżacie na miejsce i... czar pryska!

W sali dla niepalących śmierdzi fajkami tak, że ciężko Wam się oddycha i zastanawiacie się jak mogłyście kiedyś palić to świństwo. Żeby z kimś porozmawiać musicie przekrzykiwać muzykę i odkrywacie, że bez drinka jakoś nie możecie złapać rytmu, chociaż kilka godzin wcześniej w domu wywijałyście przecież jak Beyoncé w jednym z teledysków. Po 45 minutach nerwowo spoglądacie na zegarek, a po godzinie dzwonicie do domu, żeby zapytać się jak dziecko. Podsumowując - wychodzicie na dwie godziny, wypijacie dwa bezalkoholowe, wracacie do domu o 2:00, lulacie dziecko do 5:00 i następnego dnia czujecie się jakbyście wypiły co najmniej dwie butelki wina na głowę. Na dodatek pomimo, że nie palicie śmierdzi Wam nawet telefon, a pierwsze co zrobiłyście wchodząc do domu to skierowałyście swoje kroki pod prysznic a ciuchy włącznie z bielizną spakowałyście do worka i wrzuciłyście do kosza na pranie.

Krótka impreza matki karmiącej skończyła się dużym rozczarowaniem. Nie ma co ukrywać, przed ciążą imprezowałam dużo. Bardzo dużo. Czasem myślę nawet, że nawet za dużo. W ciąży odkryłam jednak, że życie to coś więcej niż ciągła impreza, a kaca można nie mieć dwa razy w ciągu jednego weekendu. Ba. Można nie mieć go wcale. Jestem na etapie, w którym wolę włączyć muzykę i potańczyć z Tosią. Na etapie, w którym bardziej cieszy mnie pójście na wspólny spacer z TT czy spotkanie z koleżankami i ich dziećmi, bo to właśnie z nimi mogę obgadać wszystkie dzieciowe nowinki. Zrobienie Tosi amatorskiej sesji czy po prostu pobawienie się z Nią sprawia mi w tej chwili więcej radości niż siedzenie w zadymionej knajpie i zarywanie nocy.

Ale...

Nie mówię, że zamknę się w czterech ścianach, a ze znajomimi będę poruszać wyłącznie tematy okołodzieciowe już zawsze. Nie jestem typem domatorki i przede mną jeszcze nie jedna całonocna balanga. Za rok, może dwa lata, kiedy nie będę już karmić, kiedy Antosia będzie większa i nie będzie miała problemu ze snem, kiedy mamy (a raczej piersi mamy) nie będzie w pobliżu na pewno wyskoczymy z TT poszaleć jak za starych czasów. Na pewno pojadę na Tomorrowland nie zabierając nań Antoniny i zostawię Ją na kilka dni z dziadkami. Ale jeszcze nie teraz, teraz nie jestem gotowa aby zostawić swoje dziecko na dłużej niż 2h w ciągu dnia. Antonina też nie jest na razie na to gotowa, co pokazała mi w sposób dobitny nie śpiąc po imprezie do 5 rano. A mi imprez odechciało się na długi, długi czas.

A to nasza niedzielna sesja :)










9 komentarzy:

  1. Nienawidzę mieć kaca i nigdy tego nie lubiłam. Dlatego teraz profilaktycznie nie piję. Czasem tylko lampka wina w domowym zaciszu z mężem. Tyle. Nie mam czasu na odsypianie imprez. Z resztą zauważyłam, że moi znajomi co chodzą na imprezy nie są już tacy zabawni jak kiedyś. Już nie ma z nimi tak dobrej zabawy, bo zwyczajnie nie mam pojęcia o czym mówią. Rozmowy zawsze są o tym kto, co i gdzie zrobił. A ja już w ogóle nie mam pojęcia, co się dzieje, bo na imprezę pójdę raz od święta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Człowiek wypada z obiegu jak przestaje chodzić na imprezy, takie życie ;) Ja to ostatnio nawet nazwy klubu nie mogłam sobie przypomnieć jak coś TT opowiadałam. A kaca chyba nikt nie lubi mieć, ale nie każdy go unikał (patrz ja) :p

      Usuń
  2. Mi czasem marzy się impreza..klub, dyskoteka, taniec..ale wiem, że wracając o 2.oo o 5.oo karmię a o 7 wstajemy...byłabym jak na kacu jak to opisałaś. .taki etap w życiu mam, że jednak dobra forma dla dzieciaka najważniejsza a core najdłużej zostawiam na 2h z kims.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to identycznie, z tym, że ja na tę imprezę poszłam i wiem, że długo już nie pójdę ;)

      Usuń
    2. I dobrze, że poszłaś bo spróbowałas jak to jest i masz spokój a mnie ciągnie. ..

      Usuń
  3. Moje wyjście na miasto czy zakupy trwa 2-3h i zawsze gnam do domku do mojej malej ksiezniczki. I zawsze za nia tęsknie. Caluje i przytulam bez konca. A na imprezy zdarze jeszcze pojsc .. Gabi ma dopiero 5 miesiecy i mysle ze kazda kobietka decydując się na dziecko byla swiadoma co sie z tym wiaze.;) Dla mnie czas spedzony z maluszkirm jest wyjątkowy i bezcenny i niestety szybko ucieka..

    OdpowiedzUsuń
  4. Mama musi czasem oderwać się od codzienności i wyjść choćby na spacer sama. Jednak jak sama piszesz wyjście na imprezę to już większe wyzwanie dla mamy. Nie jest się na bieżąco, nie ma się chęci i siły tej co dawniej. Teraz tylko w głowie mamy nasze dziecko i czy mu nic nie jest. Taka prawda. Czym jednak by był ten czas bez naszych dzieci? Co byśmy robiły? Dla kogo żyły? Mamy nasze pociechy i to my jesteśmy całym światem dla nich. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. oj tak ,masz rację,.... ciaża, dziecko wszystko zmienia, nawet sposób patrzenia na ludzi których sie znało, z którymi mozna było bawic się do rana, następnego dnia, i nastepnej nocy... wszystko się zmienia. Ja na walentynki podkusiłam się i wypiłam pół szklanki piwa, kiedyś mojego ulubionego... afeee.. jak można to dziadostwo pić, no ale pół szklanki jakoś wypiłam, po czym poszłam spać. Za dwie h obudziłam się z sacharą w buzi i musiałam biec przykleic się do kranu... ;D

    OdpowiedzUsuń
  6. Tosia wie, żeby mama była w domu :)

    OdpowiedzUsuń