poniedziałek, 27 października 2014

W Kielcach na ulicy Prostej...

W poście Hemofobia na porodówce #2 obiecałam Wam dalszą część historii z pobytu w szpitalu na Prostej. Cóż, nie będę ukrywać, że szpitala nie poleciłabym nikomu. Tak, jak dwukrotny pobyt na patologii ciąży i opiekę tamtejszych położnych wspominam bardzo dobrze, tak porodówkę i salę pooperacyjną fatalnie...

Będąc jeszcze na patologii ciąży zdziwiona byłam faktem iż wszystkie, absolutnie wszystkie kobiety (a uwierzcie, łącznie przez ponad dwa tygodnie można porozmawiać z wieloma) chodziły do swoich lekarzy prywatnie, żadna, z którą rozmawiałam nie korzystała z NFZ-u. Później przekonałam się dlaczego. Łapówkarstwo w dzisiejszych czasach ewoluowało. Teraz nie dajesz już koperty tylko chodzisz na prywatne wizyty. Nie wszędzie jednak tak jest... Przecież mieszkając w Warszawie niemal całą ciążę przechodziłam publicznie. Pielęgniarki - złote kobiety, dzielnie znosiły moje histerie podczas pobierania krwi, lekarz tłumaczył wszystko dokładnie, odpowiadał na każde pytanie, a przede wszystkim był pod telefonem 24h na dobę - przypomnę jeszcze raz, wszystko publicznie! W Kielcach postanowiłam się jednak nie wyłamywać i znalazłam sobie lekarza pracującego na Prostej - oczywiście prywatnie. 

Przechodząc do rzeczy, krótko i konkretnie. Nie chcę wracać do złych wspomnień z dnia narodzin mojego dziecka, bo po co. Wolę wyrzucić je z pamięci, a zachować tylko te dobre.

Podczas porodu towarzyszyły mi dwie położne - pierwsza, która w ogóle się mną nie zajmowała, zabrała gaz i z wielkiej łaski zrobiła mi zastrzyk (podobno) przeciwbólowy, o którego skutkach ubocznych poinformowała dopiero po podaniu. Nie pokazała jak oddychać, jaka pozycja będzie najwygodniejsza, przypięła do ktg i kazała leżeć. Druga, Pani Ela - złota kobieta. Gdyby nie ona, nie wiem czy dałabym radę wytrzymać tak długo. Wiem, że zrobiła wszystko, co w jej mocy abym urodziła naturalnie. Położna z powołania, której praca sprawia przyjemność, a nie jest przykrym obowiązkiem.

Podejrzewam, że przed cesarskim cięciem podali mi głupiego jasia, ponieważ całą operację nie zamykała mi się buzia i gadałam straszne głupoty. Może kwestia kilkugodzinnego porodu i emocji, może podanych leków sprawiła, że nie bardzo wtedy kojarzyłam i nie przejmowałam się tym co mówią, wręcz przeciwnie, chichotałam jak głupia. Ale wytłumaczcie mi, jakim prawem do jasnej cholery lekarze, którzy mnie operują mówią, że jestem gruba, żartują, że w ciąży to sobie chyba nie żałowałam i ogólnie rozprawiają nad moją tuszą? Jest mi ktoś to w stanie wytłumaczyć? Bo ja nadal nie dowierzam...

Na sali pooperacyjnej co zmiana było gorzej. Pierwsza położna była ok, nie mam jej nic do zarzucenia, natomiast kolejne dwie chyba minęły się z powołaniem. Druga niemal całą zmianę przegadała przez telefon. Mówię Wam, wspaniałe uczucie, leżeć i słuchać paplania, kiedy wszystko boli, jesteś po morfinie, która wcale nie uśmierza bólu, nie masz przy sobie swojego dziecka i nie może odwiedzić cię nawet mąż. Trzecia nie chciała pobrać mi krwi z dłoni (to jeszcze toleruję), dopiero po wytłumaczeniu dlaczego lepiej, żeby pobierała stamtąd, a nie z żyły łokciowej, łaskawie się zgodziła. Jej w udziale wypadło też zaprowadzenie mnie na położnictwo. Kiedy zapytałam się czy idziemy na salę pojedynczą, bo miałam poród rodzinny prychnęła, że to nie ma znaczenia i wylądowałam na czteroosobowej sali, na środkowym łóżku. Nie mogłam nawet położyć obok siebie dziecka, bo bałam się, że spadnie... 

Nikt nie pokazał mi jak zmienić pieluchę, jak ubrać dziecko, jak je podnieść, a położna przy pierwszej kąpieli wyrwała Tosi wenflon. Przez przypadek. 

Trafiłam na fatalną zmianę, miałam pecha, bo były też wspaniałe położne, miłe, delikatne dla dzieci i pomocne dla matki. Jedna z nich przeniosła mnie na jednoosobową salę, co było dla mnie wybawieniem, bo odwiedzających na sali czteroosobowej przewijało się zdecydowanie za dużo.  Warto mieć też kilka opakowań rafaello/merci/czekoladek - wtedy i mocniejsze środki przeciwbólowe się znajdą...

Na koniec zostawiłam Wam smaczek, który wyjaśni dlaczego tak długo byłam w szpitalu. Otóż młody neonatolog, jeszcze rezydent bez ceregieli oświadczył TT, że "dziecko prawdopodobnie ma zespół downa". Tuż po urodzeniu, po przyniesieniu jej do badania i pokazania TT.  TT poprosił żeby mnie o tym nie informować, za co jestem mu dozgonnie wdzięczna. Po takim newsie miłej i spokojnej nocy życzę. A Tosia oczywiście jest zdrowa. 

Antoninę, po wyjęciu z brzucha, pokazali mi wyłącznie na moment, nikt nie położył jej na piersi, ba nikt nawet mi tego nie zaproponował. Nie wiedziałam, że mogę żądać np. kangurowania przez TT. Do pierwszego karmienia przynieśli mi ją dopiero po 11h, wcześniej zapychając ją prawdopodobnie mm. Później wszyscy się dziwią, że matki po cc nie karmią piersią - jak mają mieć pokarm jak utrudniony jest pierwszy kontakt z dzieckiem i maluch jest zabierany od matki na tyle godzin?! Reasumując, Antonina urodziła się w poniedziałek o 22:05, a dopiero od środy, od ok. 7:00 rano była ze mną już cały czas.

Świętokrzyskie Centrum Matki i Noworodka - mówię zdecydowane nie, chyba że zaopatrzycie się w odpowiednią liczbę kopert i pudełek rafaello. 

Nieoficjalny cennik usług publicznej służby zdrowia poniżej:
opieka położnej podczas porodu: 200-300zł;
cc na żądanie: 500 - 1000zł;
miłą atmosferę na położnictwie załatwi bombonierka lub słoik miodu.

14 komentarzy:

  1. Współczuję bardzo!
    Ja nie dałam się wciągnąć w wizyty prywatne. Chodziłam na NFZ, do lekarza, którego NIKT mi nie polecał ;) słyszałam raczej negatywne opinie... Ale ja już jakaś taka dziwna jestem, że wierzę w ludzi :) I nie zawiodłam się! Przez całą ciążę mogłam pytać o każdą głupotę, przyjeżdżać po 2-3 razy w ciągu tygodnia "bo zapomniałam o coś zapytać a przez telefon to nie umiem wytłumaczyć co ja chcę ;)" :) a do porodu pojechałam na Kościuszki, gdzie "mój" lekarz kiedyś, dawno temu, przyjmował. Trafiłam w Wielki Czwartek więc spodziewałam się wielkanocnego rozluźnienia w zespole i nie pomyliłam się - na dyżurze był jeden lekarz, tylko USG robił mi z kolegą, który właśnie wybierał się do mamusi i w sumie to już powinien jechać, ale jeszcze sobie zerknie... :D
    Wszystkie położne, przez których ręce przeszłam, podawały sobie moje papiery z tekstem "Pani od naszego Jacka" - mój największy szok!! W końcu nie chodziłam do niego prywatnie, ani też on nie przyjmował już w tym szpitalu... Ale chyba go tam lubili :)
    Położną już na porodówce miałam do kitu, nawet mi się nie przedstawiła i cały czas próbowała wmówić mi i lekarzowi, że powinnam mieć cesarkę a w ogóle to na pewno nie urodzę tego dnia tylko będę tam leżeć co najmniej do rana... Lekarz ją wyśmiał, stwierdził, że jak jedno dałam radę to i drugie dam i wyszedł. Pani też wyszła, na kawę do pokoju obok. Ale za dużo jej nie wypiła - po 12 minutach Antośka leżała już na mnie :) Miałam 4 (cztery!) skurcze i urodziłam...
    Całe szczęście, że nie posłuchałam koleżanki, która twierdziła, że mogę chodzić z rozwarciem (bo o tym, że to już dowiedziałam się w trakcie wizyty u lekarza, który przy badaniu powiedział tylko "Pakuj się i jedź do szpitala, bo już rodzisz!") i żebym czekała na pierwsze skurcze :)
    Gdybym jej posłuchała, urodziłabym w domu i pewnie nawet nie zdążyłabym pomyśleć o telefonie na pogotowie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Współczuję. Ja na swój szpital narzekać nie mogę. A już na pewno nikt nie oczekiwał jakichkolwiek dowodów wdzięczności, czy zachęty do robienia niektórych rzeczy. Pamiętam położną, która przytulała mnie i uspokajała po tym, jak dowiedziałam się, że Tosia ma zapalenie płuc. Drugie dziecko tylko tam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, ale niestety nigdy nie wiadomo na kogo się trafi... :( położne w większości są miłe, moja druga tak jak napisałam, była wspaniała. A na patologii wszystkie były świetne!

      Usuń
  3. Wszedzie widocznie to wyglada podobnie... moje porodowe przezycia opisywalam juz w komentarzu pod "pierwsza czescia" tego tekstu. Co do pielegniarek i poloznych sprawa w Warszawie- Szpital bielanski wyglada dokladnie tak samo... dziecko dostalam po 30 godz,bo wczesniej nie bylo miejsc na sali, nie karmilan go wczesniej, nie przytulalam... rowniez mialan ciecie po 10 godz pprodu, komentatze w trakcie takie jak u Ciebie, z tym, ze niestety nie dostalam glupiego jasia... malego rowniez nikt mi nie polozyl, ba nawet nie pokazal, ale to pewnie dlatego ze tak dlugo zwlekali z cc, ze byl siny i niedotleniony... jakby tego bylo malo zakazili mi rane i dopiero w zeszlym tygodniu ( a rodzilam 4 wrzesnia) zdjeli mi kolejne szwy i zakonczylo sie moje leczenie... spedzilam dwa tygodnoe w szpitalu,bez synka, bez meza... oczywoscie uzupelniamy karmienie mm, bo po tym wszystkim mam malutko pokarmu,a maly i tak jest dzielny ze to co jest wysysa.. ;) co do cennika, nie wiem ile cc, polozna przy porodzie -1200 zl, czeloladki i ciasta, tak jak u Ciebie.. pozdrawiam publiczma "SLUZBE" zdrowia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś okropnego :( ja miałam to szczęście, że i mała i ja zdrowe. Współczuję i trzymajcie się, najważniejsze żebyście byli zdrowi a zle wspomnienia zostaw za sobą.

      Usuń
    2. Teraz jest juz wszystko dobrze:) zdrowi i zadowoleni ;) dzieki!:)

      Usuń
  4. Ja rodziłam na początku września na Prostej.Opieka jak dla mnie idealna.Popieram pan neonatolog złoty człowiek.Położnym nic nie płaciłam a zajeły się mną idealnie ale niestety po 3 razach wywoływania zakończyło się cc.Mój lekarz na każdej zmianie przychodził i się troszczył na innych też nie mogę narzekać.Większość moich znajomych tam rodziło i polecają ten szpital jako najlepszy w Kielcach.Zgodzę się,że takie uwagi powinni sobie darować.Nie wiem sama jak ja bym na takie uwagi zareagowała.Chyba wiem który lekarz na takie złościwości sobie pozwala, czyżby pan W....?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie neonatolog dostał od swoich przełożonych porządny opierdziel, bo takich diagnoz nie rzuca się ot tak. TT przez 4dni nie spał, bo durny, młody lekarz na podstawie badań, które przeszłam w ciąży i opuchniętych oczach dziecka postawił taka diagnozę! Operowaly mnie dwie kobiety...

      Usuń
    2. Źle zrozumiałam i popieram że takiej diagnozy się nie stawia od tak.Mogę sobie wyobrazić co czuje rodzinna w takich chwilach.

      Usuń
  5. Dodam że jedna z położnych też mnie poinformowała że jak miałam poród rodzinny i skończył się cc to mi nie przysługuje pokój 1osobowy.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie bylas gruba ;/ co mu odje... Chore to. Mi też nie pokazali jak oddychać i przez to prawie dziecko udusiłam, byłam zagubiona w bólu i to, że chcesz kolejne po TYM , no hardcore

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardziej chyba w kolejnych ciazach byłabym się tego, że coś znowu może być nie tak, no i usg prenatalnego...

      Usuń