czwartek, 1 stycznia 2015

7 rzeczy, których o mnie nie wiecie!

Dlaczego akurat siedem? No właśnie...

1. Uwielbiam siódemkę!
Od kiedy sięgam pamięcią siódemka była moją ulubioną liczbą. Była, jest i będzie. Nie potrafię wyjaśnić dlaczego, tak po prostu jest. Oj, nawet nie wiecie jak chciałam żeby Tosia urodziła się siódmego sierpnia! Już nawet pierwszych oznak porodu się doszukiwałam ;)

2. Byłam uparta jak osioł...
Jako dziecko byłam okropnie uparta. Nie było szarości, wszystko było czarne albo białe, a nie znaczyło stanowcze NIE. Nie było kompromisu, ani możliwości przekonania mnie do czegokolwiek. Jak powiedziałam, że nie założę tej sukienki/kapci/bluzki znaczy to, że nigdy tego na sobie nie miałam. Tfu, miałam, ale najwyżej parę sekund. IKEA to była ikeja, osty to octy, a siniaki na nogach to śliniaki

3. Do 8 roku życia nie mówiłam "r".
Dzieci w szkole się ze mnie śmiały, a ja płakałam. Pamiętam jak na wakacjach przybiegłam do mamy z placzem "mamo, a dzieci nie wiedzą co to jest jjjyyba". Moje "r" było specyficzne, tak jakbyście wymówili "r" bez drgań języka. Brzmi dziwnie, prawda? Do logopedy poszłam raz. Tylko raz, bo nie chciałam tam iść i przez bite 20min nie odezwałam się ani słowem (patrz punkt wyżej, nie to nie). Więcej prób mama nie podejmowała, a wymawiać "r" nauczyłam się sama pewnego wakacyjnego dnia w drodze do cioci. 

4. W liceum rzuciłam szkołę!
Tak moi drodzy... Byłam nieznośną, bezczelną, nieposłuszną, głupią i najmądrzejszą gówniarą, która unikała szkoły jak ognia. Tydzień po osiemnastce przyszłam do domu i oświadczyłam, że zabrałam papiery ze szkoły i zapisałam się do CKU. Z perspektywy czasu uważam, że była to jedna z najlepszych decyzji (moja mama też), co nie zmienia faktu, że rodzice nie mieli ze mną lekko. Maturę oczywiście zdałam, studia skończyłam, a przede mną tylko magisterka, więc tak do końca tej szkoły jednak nie rzuciłam. ;)

5. Miałam kolczyk w pępku.
Zrobiony w wieku lat 13 przez kosmetyczkę. Pistoletem. W pępku dyndał sobie sztyft taki jakim przebija się uszy. Pozwolicie, że dodam tylko, że oprócz brzydkiej blizny na szczęście nic mi się nie stało, a resztę pozostawię bez komentarza... Oczywiście bez zgody i wiedzy rodziców. 

6. Jestem uzależniona od układania puzzli.
Dopóki ich nie mam, wszystko jest w porządku.Sytuacja zmienia się diametralnie, kiedy dorwę pudełko puzzli w swoje ręce. Świat nagle przestaje istnieć, zapominam o istnieniu jedzenia i innych potrzeb fizjologicznych. Sen nie istnieje. Dostałam pudełko puzzli na gwiazdkę - potrzebny mi odwyk, bo każdą drzemkę Tosi wykorzystuję na układanie!!!

7. Chciałam być piosenkarką.
Muszę dodać, że słoń nadepnął mi na ucho, a mnie śpiewającej zdecydowanie nie chcielibyście usłyszeć. Cóóóż, jak byłam mała przekonana byłam o swoim talencie i wielkie boje toczyłam z mamą o zgłoszenie mnie do programu "Od przedszkola do Opola" (pamiętacie go? :D). Mama moja, mądra kobieta delikatnie i powoli starała mi się ten pomysł wyperswadować i wytłumaczyć, że głosu to ja nie mam za grosz. Długo jeszcze raczyłam rodziców śpiewaniem w samochodzie. Teraz śpiewam tylko Antosi (Ona to lubi!) i mężowi (On nieco mniej ;)).


5 komentarzy:

  1. 7 to też moja ulubiona liczba ;) i też lubię układać puzzle. A etap zbuntowanej i obrażonej na cały świat gówniary to nic nowego- dziwię się, że moi rodzice nie osiwieli. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ale zdjęcie, piękne :)

    też jestem uparta, szczególnie, jak ktoś czegoś ode mnie wymaga, włącza się moje stanowcze NIE!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie dowiedzieć się czegoś nowego o Tobie. W sumie coś podejrzewałyśmy, że poukładana to Ty nie byłaś :P I miałyśmy rację.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja RR do teraz nie wymawiam :) Chociaż u mnie to jest takie bardziej francuskie RR, a nie JJ ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. też jestem uparta jak osioł ;) i też jako dziecko chciałam być piosenkarką mimo że okropnie fałszuję xD

    OdpowiedzUsuń