niedziela, 30 listopada 2014

Co na prezent dla niemowlaka?

Wielkimi krokami zbliżają się Święta. To już nasze drugie Święta Bożego Narodzenia we trójkę, ale poprzednie Antonina spędzała jeszcze w brzuszku i była wielkości ziarnka grochu... Poza tym nie wiedzieliśmy jeszcze wtedy czy kolejne spędzimy z Teodorem czy z Antoniną. Ah Święta, ich magia, nastrój, upominki pod choinką... No właśnie! Prezenty! Wielu z nas staje przed trudnym wyborem świątecznych podarków, dlatego przygotowałam listę prezentów dla niemowlaka. Prezentów na każdą kieszeń, więc myślę, że znajdziecie tu coś dla siebie. Lista sprawdzi się nie tylko w święta, ale również na inne okazje. Pomimo, że Antonina w Święta będzie miała dopiero 4 miesiące są rzeczy, które w imieniu Tosi chciałabym dostać, a które użyjemy np. dopiero w wieku 5, 9 czy 11 miesięcy. Czego NIE kupować dziecku w prezencie znajdziecie TUTAJ.

CO NA PREZENT DLA NIEMOWLAKA 0-12 miesięcy?

DREWNIANE KLOCKI

Prezent ponadczasowy, stylowy, ekologiczny i oczywiście edukacyjny. Uważam, że drewniane klocki powinny znaleźć się w domu każdego malucha. A te ze zdjęcia po prostu do mnie przemówiły. Są wyjątkowe w każdym calu, pięknie zdobione i z polskim alfabetem. Idealne. Klocki do kupienia TUTAJ. Tylko cena trochę zwala z nóg...

SZELESZCZAKI LAMAZE

Jak dla mnie absolutny HIT! Zabawki wykonane są z wielu różnych materiałów, mają różne faktury i szeleszczą. Obecnie mamy już cztery, więc myślę, że w naszym przypadku kolejny szeleszczak nie jest już aż tak konieczny, ale Wam polecam z całego serca! Zabawki Lamaze możecie nabyć TUTAJ.

PUZZLE - MATA
Kolejny must have na mojej liście. Puzzle - mata, które można łączyć w dowolny sposób i tworzyć z nich różnej wielkości miejsce do zabawy. Prezent na lata. Playspot do kupienia TUTAJ

DREWNIANY WÓZEK - PCHACZ


W momencie kiedy dziecko zaczyna stawać o własnych siłach, pchacz jest podobno niezastąpiony. A do tego jeśli jeszcze cieszy oko i jest starannie wykonany zyskuje na swojej wartości. No i cena, w porównaniu do innych, drewnianych wózków - pchaczy, ta nie zwala z nóg. Do nabycia TUTAJ

KSIĄŻKA Z BAJKAMI



Nasz typ to 365 bajek na każdy dzień. W związku z tym, że czytaniem "zarażamy" Antoninę od kołyski, takie bajki sprawdzą się idealnie. Każda strona opatrzona jest datą i na każdej znajduje się inna bajka. Do nabycia TUTAJ.

KOŃ NA BIEGUNACH


Nie dam głowy, ręki, nawet palca, że przyda się przed ukończeniem roku, ale jest tak absolutnie cudowny, że może poczekać na swoją kolej. Konik do nabycia w IKEA.

DREWNIANY LABIRYNT


Nie będę ukrywać, że bardzo podobają mi się drewniane zabawki. Ponadto jest to kolejna zabawka edukacyjna, którą poprzez zabawę można uczyć kształtów, kolorów, a nawet liczenia. Prawdopodobnie przyda się jeszcze przed ukończeniem roku. Do kupienia w IKEA,

JEŻYK KLIK - KLAK


Kolejna zabawka edukacyjna do gryzienia, do kręcenia, z wysuwanym luterkiem, grzechocząca i do tego z jednej strony całkiem mięciutka - czego chcieć więcej? Myślę, że przypadnie do gustu każdemu maluszkowi. Do nabycia TUTAJ.


CZARNO - BIAŁE KSIĄŻECZKI


Niemowlęta uwielbiają kontrastujące kolory. Seria "Oczami maluszka" należy do ulubionych Antoniny. Mamy już trzy książeczki (harmonijkę i sztućce oraz okręgi z innego wydawnictwa). Bardzo polecam i uważam, że takie książeczki przydadzą się na dłużej. Można na ich podstawie opowiadać wiele ciekawych historii opisując i pokazując dziecku obrazki. Do nabycia TUTAJ lub w dobrych księgarniach.

EKOLOGICZNY GRYZAK




Ekologiczny gryzak - zdrowy i bezpieczny dla delikatnych dziąsełek dziecka. Mi najbardziej podoba się sowa. Myślę, że spodoba się najbardziej wybrednej mamie. Do nabycia TUTAJ.

LAMPKA - ZABAWKA



Jesteśmy już zmęczeni spaniem przy ciągle włączonych lampkach (nawet jeśli są to urocze Cottonove Love), a jeszcze nie gotowi żeby całkowicie wyłączyć światło. Pomocna na pewno byłaby tutaj lampka, którą można bezpiecznie wrzucić dziecku do łózeczka, czyli lampka - zabawka. Niestety cena jest mało przystępna. Do nabycia TUTAJ.

PIESEK NA PRZEKĄSKI

Do pałąka spacerówki będzie idealny. Oczywiście w miejscu na przekąski znajdą się warzywa i owoce. Ponadto posiada elementy, które można skubać i gryźć - myślę, że będzie dobrym rozwiązaniem również na swędzące dziąsełka i przede wszystkim nie spadnie na ziemię. Piesek do nabycia TUTAJ.

KSIĄZECZKI RÓŻNIMISIE I ROBIMISIE 



I inne książęczki z Wydawnictwa Dwie Siostry. Zadzwiają swoją prostotą, a zarazem pięknem. Mówcie co chcecie, ale moje serce podbiły! Sami zobaczcie! Do nabycia TUTAJ.

KACZUSZKI DO KĄPIELI


Czuję się trochę jak psychofanka SkipHop'a... No, ale co poradzić, że oni mają nie dość, że funcjonalne to jeszcze takie ładne zabawki. Tutaj proponuję Wam kaczuchy dą kąpieli, które mogą posłużyć również za dzbanuszek do spłukiwania głowy. Do nabycia TUTAJ.


MATA EDUKACYJNA


My już swoją mamy i jak wiecie (a jak nie wiecie to zajrzyjcie TUTAJ) Tośka jest nią zachwycona. Jeśli więc macie do obdarowania brzdąca, który jeszcze maty nie posiada możecie nabyć ją TUTAJ.


A Wy co chcielibyście dostać w imieniu swoich maluchów? Starszaki też już pewnie napisały już listy do Świętego Mikołaja - co chcą dostać w tym roku? :)

piątek, 28 listopada 2014

Na słodko i słono czyli wariacje muffinkowe

Kochani, powoli powracam z przepisami. Co prawda po porodzie kremy zaczęły mi się ważyć, ciasta przestały wyrastać, a kurczaki zaczęły palić się w piekarniku, ale już sytuacja została opanowana i moje pichcenie wraca do normy. Dzisiaj zaserwuję Wam wariacje na temat muffinek. Nie dość, że są kukurydziane to jeszcze w dwóch wersjach smakowych. Zapraszam!

MUFFINY (przepis bazowy)
SKŁADNIKI:
  • 160g mąki kukurydzianej
  • 140g mąki pszennej
  • 40g cukru
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 1 łyżeczka soli
  • 250 ml mleka
  • 1 jajo
  • 60 oleju słonecznikowego
NA SŁODKO + 70g miodu
NA SŁONO + 150g podsmażonego boczku pokrojonego w kosteczkę oraz +2 łyżeczki soli

Piekarnik rozgrzewamy do 200°C. Suche składniki mieszamy w jednej misce, mokre w drugiej - większej (w wersji na słodko miód dodajemy do mokrych). Wsypujemy mieszankę do miski z mokrymi składnikami i mieszamy dokładnie, ale jak najkrócej. W wersji słonej przed wymieszaniem dodajemy jeszcze boczek. Przekładamy do formy od muffinek wyłożonej papilotkami i pieczemy ok 13 min. Smacznego!

Na słono :)

I słodko :)

sobota, 22 listopada 2014

Czego NIE kupować dziecku w prezencie?

Szaleństwo świątecznych zakupów powoli się rozkręca. Reklamy krzyczą do nas z każdej strony, producenci zachwalają swoje produkty, kampanie reklamowe też ruszyły z kopyta, a wejście do dziecięcego sklepu przyprawia o oczopląs niejednego twardziela. Oj można się w tym wszystkim pogubić, szczególnie kiedy nie ma się swoich dzieci, a w rodzinie na pewno jakieś dziecko do obdarowania się znajdzie, Jeśli chcecie wiedzieć czego według mnie nie kupować dziecku w prezencie, (nie tylko na Święta), oto moja lista:

1. Pluszaki
Pierwsza najczęściej dawana rzecz. Zupełnie nie rozumiem fenomenu pluszowego misia. Ok, jeden, drugi, nawet piąty, no ale po co dziecku kilkanaście, a czasem kilkadziesiąt pluszaków? I tak zazwyczaj ma swojego ulubionego, którego nie wymieni nawet na najpiękniejszego i najdroższego. 

2. Ubrania
Oj lubujemy się w kupowaniu ciuszków. Po primo o gustach się nie dyskutuje, nie wszystko, co podoba się Tobie spodoba się rodzicowi (mówię tu o maluchach). A co z ciuszkami dla starszego dziecka? Myślisz, że ono naprawdę ucieszy się z kolejnej sukienki czy spodni mając nadzieję na super zabawkę? 
W punkcie tym są jednak wyjątki - jeśli znasz dobrze gust rodziców, ubranko jest naprawdę urocze i chwyta za serce nie tylko Ciebie albo dziecko jest jeszcze maleńkie kupuj ciuszek bez obaw. Ale ma być większy niż Ci się wydaje, pamiętaj! :) 

3. Grające, krzyczące, piszczące, święcące i przesadnie kolorowe zabawki.
I pewnie jeszcze na baterie, co? No to teraz wyobraź sobie sytuację - siedzisz w pokoju z dzieckiem, bardzo ciekawym świata dzieckiem, które ma wokół siebie milion grającyc, krzyczących, piszczących, świecących i przesadnie kolorowych zabawek. Wciska wszystko po kolei. Jest coraz głośniej i głośniej, a melodyjki doprowadzają Cię do szewskiej pasji. Chciałbyś mieć tak codziennie? Nie? No to nie narażaj na to rodziców obdarowanego dziecka. Może zabrzmiało to nieco egoistycznie, bo dzieci lubią takie perełki, ale pamiętaj - szczęliwy rodzic to szczęśliwe dziecko, więc nie narażaj go na utratę tego szczęśćia,

4. Przedmioty codziennego użytku
Pieluchy, smoczki, kosmetyki, butelki... Chcesz dostać garnek, dezodorant, gacie lub szczotkę do czyszczenia kibla? No właśnie. Są rzeczy, które rodzice kupują swoim dzieciom sami i nie należy dawać ich w prezencie. Poza tym dziecko może być uczulone i wtedy Twój 'prezent' i tak się nie przyda. 

5. Słodycze
Wiadomo, słodkości działają na dzieci jak lep na muchy. Pamiętaj jednak, że niektórzy rodzice (jak np. my) nie zamierzają dawać swoim pociechom słodyczy ze sklepów, których składy przyprawiają o zawał serca, a wolą robić je sami. Nie stwarzaj problemów.

Jeśli przeraziła Was czarna lista prezentów i teraz już zupełnie nie wiecie, co kupić maluchowi - bądźcie spokojni. Niedługo zaserwuję Wam moje typy prezentów dla niemowląt. 

A czy Wy macie jakieś rzeczy, które chętnie wrzucicie na listę prezentów zakazanych?

MIŚ ulubiony, dostaliśmy go na ślubie. Wykorzystany tylko w celach zdjęciowych.

piątek, 21 listopada 2014

Pierwszy plac zabaw Antoniny

Przeglądając aktualności na facebook'u (jak to mam w zwyczaju podczas karmienia Antoniny) moim oczom ukazała się ONA. Mata idealna. Mata idealna w każdym calu. Po szybkiej konsultacji z TT zamówiłam ją jeszcze tego samego dnia. Z zakupem maty edukacyjnej czekałam do narodzin Tosi - i całe szczęście, bo ta, którą wybrałam jeszcze w ciąży nie byłaby strzałem w 10... 

Od kiedy zostałam mamą i otoczył mnie gąszcz paskudnych, plastikowych, beznadziejnie kolorowych zabawek byłam przerażona. Moje poczucie estetyki w zetknięciu z większością dostępnego na rynku szajsu zostało poważnie zaburzone, dlatego postanowiłam, że będę starannie wybierać i selekcjonować zabawki, którymi bawi się moje dziecko. Zależy mi przede wszystkim na walorach edukacyjnych, funkcjonalności i estetyce. Mata edukacyjna była więc nie lada wyzwaniem, w końcu można porównać ją do pierwszego, niemowlęcego placu zabaw naszych pociech, którego wyboru dokonujemy my - rodzice. Na rynku dostępnych jest wiele różnych mat w zasadzie bardzo do siebie podobnych. Dlaczego mój wybór padł akurat na tę matę? Już wyjaśniam. 

Przede wszystkim walory edukacyjne. Mata składa się z kocyka, dwóch pałąków praz pięciu zabawek. Różne faktury, wzory i kolory przyciągają uwagę najmłodszych i pobudzają ich zmysły. Zabawki można zawiesić w kilkunastu różnych miejscach, a nawet przymocować do spodu maty, dzięki czemu dziecko leżąc na brzuszku będzie mogło sięgać ich, jednocześnie nie rozrzucając po całym pokoju. W kocyku znajduje się wyjmowane lusterko oraz szeleszczące i pluszowe elementy. Do maty dołączony jest również wałeczek niemowlęcy wspomagający leżenie na brzuszku, jednak ze względu na zamiłowanie Tosi do takiej pozycji akurat z niego nie korzystamy. 

Kolejnym punktem jest funkcjonalność. Zabawki można przymocować w wózku czy foteliku samochodowym, można również odpiąć zaczepy i w późniejszym czasie stosować jako edukacyjne, szeleszczące i grające pluszaczki. Po odpięciu pałąków mata może być stosowana jako kocyk lub ścienna ozdoba, która wspomoże w nauce alfabetu. 

Estetyka. Mata jest kolorowa, ale kolory dobrane są ze smakiem. Nie znajdziecie tu połączenia energetyzującej pomarańczy ze świńskim różem i fluorescencyjnym zielonym. Kolory są wyraziste i świetnie ze sobą współgrają.

No i punkt najważniejszy. Antonina jest matą zachwycona! Od kilku dni nawet przedkłada zabawę na macie nad poranne przytulanki. Więcej chyba już nie muszę dodawać? Zapraszam więc do obejrzenia zdjęć.

Matę w promocyjnej cenie możecie kupić [TUTAJ]



















niedziela, 9 listopada 2014

Karmisz dziecko butlą? Już Cię nie lubię!

Czy to jak karmisz jest wyznacznikiem miłości do dziecka? Czy matki karmiące mlekiem modyfikowanym są gorsze od tych karmiących naturalnie? A przede wszystkim, czy możemy wchodzić z butami w cudze życie i ingerować w tak intymną sferę jaką jest karmienie niemowlęcia? 

Zastanówcie się... Czy zaglądacie w talerz swoim znajomym albo obcym ludziom? Pytacie się co jedzą i oburzacie się, że jedzą inaczej niż Wy? Staracie się przekonać ich do żywienia w sposób jaki Wy preferujecie czy raczej w to nie ingerujecie? Prawda, że nie? To dlaczego tak usilnie próbujemy narzucić swoje racje, jeżeli chodzi o żywienie niemowląt?

Poza tym dokonujemy przecież za nasze dzieci mnóstwo innych wyborów, które wpłyną na ich późniejsze życie. Decydujemy o szczepieniach, wybieramy wiarę. Ale to właśnie karmienie jest przyczyną większości afer. Zupełnie niepotrzebnych afer...

Z przykrością zauważam fakt, że najczęściej pierwsze słowo rozpoczynające większość z nich należy do matek karmiących piersią. To one wysuwają tezy o braku miłości przy karmieniu mm, zarzucają karmienie "paszą" czy nawet trucie dzieci. Niestety matki karmiące mlekiem modyfikowanym szybko podłapują temat i afera gotowa. Z pozoru dorosłe, poważne kobiety skaczą sobie do gardeł próbując przekonać do swojej racji drugą stronę, często przy tym bluzgając i wysnuwając jakieś niestworzone wnioski. Przecież każda z nas chce dla swojego dziecka jak najlepiej, a przyczyn karmienia sztucznego jest na prawdę wiele... Począwszy od braku odpowiedniego  wsparcia laktacyjnego, przez nadal popularne mity aż po niechęć do karmienia piersią. Ale czy to na prawdę jest nasza  sprawa? Niestety wsparcie laktacyjne w naszym kraju kuleje. Położne nie są odpowiednio przeszkolone, a doradców laktacyjnych brak, nawet w szpitalach, które się nimi szczycą (chociażby szpital na Prostej w Kielcach). Ponadto mity, powtarzane niestety nawet przez lekarzy o zbyt słabym pokarmie czy produkcji niewystarczającej jego ilości. Pediatrzy, którzy twierdzą, że dziecko, które przybiera za mało musi być dokarmiane bez podjęcia żadnej walki o zwiększenie laktacji, wszystko to kończy się na butli, często podawanej przez matkę z wielkimi wyrzutami sumienia. A przecież nie od dziś wiadomo, że im częściej podawana jest butla, tym mniej pokarmu, kółko się zamyka, a laktacja powoli zanika. No i na końcu są mamy, które nie karmią naturalnie, bo po prostu nie chcą - ich wybór, nie moja sprawa, Twoja też nie!

Drażni mnie też zbytnie obnoszenie się karmieniem piersią (chociażby "karmiące cyce na ulice"). Karmienie, nawet publiczne jest dla mnie rzeczą tak intymną, że zawsze staram się znaleźć odpowiednie i ciche miejsce, zawsze gdzieś z boku i zawsze zakrywam się pieluszką. Podczas mojej mlecznej drogi zdarzyło mi się już karmić w parkach, restauracjach, samochodzie i przychodni, mam wrażenie, że często ludzie nawet nie wiedzieli co robię...

Pomimo tego, jestem jednak zdecydowaną zwolenniczką karmienia piersią no i Tośkę karmię naturalnie. Od początku wiedziałam, że tak będzie i byłam gotowa walczyć o laktację jak lwica. Wiedziałam też, że nie podam jej butli, bo tak jak przeciwniczką mm nie jestem i dla mnie cały świat mógłby karmić butelką, tak ja muszę karmić tylko piersią. Przyznam się bez bicia, że na punkcie karmienia swojego dziecka sfiksowałam zupełnie i pierwszy raz dokarmiając ją w szpitalu butelką, łzy ciekły mi ciurkiem. Na szczęście od wyjścia ze szpitala Antoninie wystarcza wyłącznie moja pierś. Uwielbiam Ją karmić, patrzeć jak się wtula, jak uśmiecha się z sutkiem w buzi żeby za chwilę go wypluć, pogaworzyć trochę, a następnie spokojnie wrócić do jedzenia. Uważam to za coś pięknego i pomimo, że nikt mnie w tym wyręczyć nie może (kategorycznie odrzuciła butelkę, próba podania mojego mleka w czymkolwiek innym niż piersi kończy się dzikim wrzaskiem) kocham to! Ale nie zawsze było tak kolorowo... Pierwsze trzy tygodnie karmienia to była męczarnia ukoronowana prawdopodobnie zastojem i gorączką sięgającą 39 stopni. Poranione i bolesne sutki, zaciskanie zębów i uderzanie nogą w stół podczas przystawiania dziecka do piersi, najogólniej mówiąc - krew, pot i łzy. Kończąc Ją karmić już myślałam o tym, że za kolejne trzy godziny znowu będzie głodna, a ja znowu będę musiała cierpieć. Nie, nie było magii, nie było miłości, był ból i chęć zapchania głodnego dzioba butlą. Ale dzięki wsparciu TT i swojemu samozaparciu udało się. Skończyło się cierpienie i zaczął się najpiękniejszy okres w moim życiu. 



I wiecie co... Połowę tego tekstu napisałam z Tosią wiszącą przy piersi. To nic strasznego, że dziecko nagle chce częściej, dłużej i więcej. Ono rośnie i tylko w ten sposób może zwiększyć sobie produkcję mleka. Jeżeli zamiast to przetrwać podamy mu butlę produkcja mleka w piersiach nie zwiększy się. 

Także Kochane, jeśli tylko chcecie dacie radę. Musicie uwierzyć w siebie i uzbroić się w cierpliwość. Musicie przygotować się na to, że dziecko będzie czasem potrzebować cyca 24h na dobę. Musicie uwierzyć w to, że nie istnieje za słaby pokarm, a Wasza fabryka jest w stanie wyprodukować wystarczającą ilość mleka. Uwierzyć w to, że możecie, a na pewno się uda!

A jeśli karmisz mlekiem modyfikowanym też jesteś świetną matką! Kochasz swoje dziecko najmocniej na świecie i robisz wszystko żeby było szczęśliwe. No, a przy okazji możesz napić się wina, którego ja nie skosztuję jeszcze co najmniej rok. No i może za to trochę cię nie lubię ;) 

piątek, 7 listopada 2014

II kwartał bogowania #2

Pierwszy post z tej serii bardzo przypadł Wam do gustu (o tutaj) i obecnie zajmuje trzecie miejsce w najczęściej odwiedzanych wpisach, dlatego postanowiłam kontynuować serię. Zaczniemy od statystyk, które mnie ogromnie cieszą. Na facebook'u jest już Was 687 i prawie 29 tysięcy razy odwiedziliście mojego bloga! Zakładając go w najśmielszych marzeniach nie oczekiwałam, że po pół roku będzie tu Was aż tak dużo. Dajecie motywację, siłę, szczególnie, że ostatnie dwa miesiące należały głównie do mojej córki i trochę Was zaniedbałam. A Was nadal przybywało i przybywało. Zapraszam zatem na kolejne podsumowanie....

SIERPIEŃ
Był czasem oczekiwania i niecierpliwego odliczania dni do terminu porodu, a później kolejnych dni, które mijały, a Tosi nadal na świecie nie było. Powstał wtedy post pod wyzwańczym tytułem: A w 9 miesiącu spróbuj zrobić to!. Po upłynięciu 40 tygodni ciąży opublikowałam wpis dotyczący szpitalnej wyprawki. Jak myślicie, opisać co było absolutnym must have, a co totalnym kitem w mojej szpitalnej walizce? Bo kilka takich rzeczy się znalazło. W sierpniu pokazałam również kącik naszej Księżniczki, który Wam się bardzo spodobał i nie będę ukrywać, że jest mi z tego powodu niezmiernie miło! Dwa dni przed porodem, czyli już osiem po planowanym terminie wyraziłam swoje wątpliwości dotyczące dwóch rodzajów porodu. Sentymentalnie zrobiło się kiedy upiekłam Kopiec Kreta, a cały dom pachniał po wyjęciu z piekarnika 3 blach przepysznych jagodzianek. W sierpniu założyłam również Instagram i chyba się uzależniłam... 

WRZESIEŃ
Było mnie z Wami bardzo mało, ponieważ opieka nad Tosią pochłonęła mnie całkowicie. Opisałam Wam jednak swój poród i to jak poradziłam sobie z fobią oraz wzięłam udział w wyzwaniu dotyczącym przedstawienia zawartości swojej wózkowej torby, której zawartość do tej pory ewoluowała. Poczyniłam również wpis jakich na tym blogu jest mało, ale pojawi się więcej. Bardzo emocjonalny i przepełniony miłością, do którego sama często zaglądam. I Wy zajrzyjcie ponownie do Taty Tosi.

PAŹDZIERNIK
Nie samą marchewką, ryżem i kurczakiem człowiek żyje, dlatego jeśli karmisz piersią i stosujesz dietę matki karmiącej zajrzyj koniecznie. W październiku opisałam Wam również swoją przygodę ze szpitalem na Prostej w Kielcach. Pojawił się też kolejny emocjonalny wpis dotyczący zmian jakie zaszły w moim życiu, kiedy dowiedziałam się o ciąży. Po raz pierwszy wzięłam udział w blogowym spotkaniu, które odbyło się w Bydgoszczy, a relację z niego znajdziecie tu. No i na koniec zostawiłam Wam post dotyczący akcji, którą całym sercem popieram. Zachęcam do przyłączenia się do Kolejkowej Rewolucji!

Listopad rozpoczęłam tekstem o antykoncepcji nieco z przymrużeniem oka, a wczoraj opublikowałam post napisany pod wpływem chwili i emocji, o naszej pierwszej, wyjątkowej kąpieli.



Dziękuję, że jesteście! Do zobaczenia niedługo pod nowym adresem i zupełnie odmienionym wyglądem strony.

czwartek, 6 listopada 2014

Wyjątkowa kąpiel

Od kilku dni nasze wieczory są trudne. Antonina krzyczy wniebogłosy i nie możemy znaleźć powodu. Brzuszek pełen i nie boli, pieluszka zmieniona, metki nie uwierają, ani gorąco, ani zimno, a krzyk jest przerażający. Tak było i dzisiaj, ale koniec naszego dnia był zupełnie inny niż zwykle...

Rozpoczęliśmy wieczorne rytuały tak jak zawsze - w łazience tropikalny klimat, Tosia po długim uspokajaniu golusieńka gaworzy z TT na przewijaku, a ja już mam zabrać się za nalewanie wody do wanienki, kiedy nachodzi mnie myśl, że dzisiejsza kąpiel będzie inna. Będzie wyjątkowa. Ustawiam temperaturę wody, rozbieram się i wchodzę do wanny. Myję się mydełkiem Tosi, spłukuję dokładnie wannę i proszę TT, żeby przełożył przewijak na drugi jej koniec. Układam się wygodnie i rozpoczynam napełnianie jej wodą. Proszę TT o położenie Tosi na moich kolanach. Najpierw delikatnie polewam Ją wodą z prysznica, głaszczę i dokładnie myję każdą fałdeczkę. Później kładę Ją na brzuszku, na swoich piersiach i wtedy czuję to! To, co odebrano mi w szpitalu - pierwszy kontakt skóra do skóry , którego nie dane mi było zaznać. Ciągle do Niej mówię i głaszczę, a Ona odwzajemnia mi się błogim spokojem i stuprocentową ufnością. Leży tak spokojnie, jest częścią mnie. TT nie odzywa się w ogóle, wpatruje się w nas jak zaczarowany. Moja miłość do córki osiągnęła w tamtym momencie najwyższy poziom. Kocham Ją do nieprzytomności i wiem, że bez zastanowienia oddałabym za Nią życie. W tym pięknym dla mnie momencie wybaczyłam sobie, że nie miałam awaryjnego planu porodu, że pozwoliłam Ją sobie zabrać, że zobaczyłam dopiero po jedenastu godzinach. Właśnie ta dzisiejsza, wyjątkowa kąpiel pozwoliła mi sobie wybaczyć i zobaczyć jak silna więź nas łączy.

A Antonina? Po kąpieli delektowała się godzinną kolacją i spokojnie zasnęła w moich ramionach. Drugi raz w życiu zasnęła od razu po kąpieli...


niedziela, 2 listopada 2014

Antykoncepcja po porodzie

Karmisz piersią i na razie nie chcesz powiększać rodziny? Jesteśmy więc w tej samej sytuacji, dlatego postanowiłam w jednym miejscu zebrać metody antykoncepcji, które można stosować podczas karmienia naturalnego*.

Jeszcze w trakcie porodu zarzekałam się, że więcej dzieci mieć nie będę, cóż... Szybko mi przeszło i wiem, że Tosia na pewno nie będzie jedynaczką. Pomimo, że Antonina jest najwspanialszą niespodzianką (o tym tu) to kolejnego potomka chcielibyśmy już zaplanować, a jeśli czytacie nas od początku zapewne wiecie, że na zabezpieczenia jesteśmy odporni... 

Stanęliśmy więc przed trudnym wyborem metody antykoncepcji. Trudnym, ponieważ karmię piersią i wybór ten staje się mocno ograniczony. A przynajmniej tak myślałam do momentu, kiedy nie porozmawiałam ze swoim lekarzem. W zasadzie podczas laktacji można stosować wszystkie mechaniczne metody antykoncepcji, jak również antykoncepcję hormonalną i naturalną (ktoś w tych czasach na tyle szalony, żeby w pełni zaufać naturze?).

1. Karmienie piersią
Karmienie naturalne nie jest skuteczną metodą antykoncepcji. Owszem, u wielu kobiet przez kolejne miesiące nie pojawia się ani miesiączka, ani owulacja (lecz ta może pojawić się nawet bez miesiączki). Wszystko za sprawą prolaktyny - hormonu produkowanego podczas karmienia piersią. Prolaktyna hamuje, co prawda działania jajników, jednak u każdej kobiety jest to sprawa indywidualna i raczej nie stosowałabym tej metody jako skutecznego zabezpieczenia przed ciążą. No chyba, że zabezpieczenie ma polegać na: co ma być to będzie.

2. Prezerwatywa
Cóż... Na pewno żadna z substancji nie przeniknie do mleka, ale nad jej skutecznością mogłabym dyskutować. Nie, nie zaliczę jej do skutecznych metod antykoncepcji. Zdecydowanie nie! ;)

3. Minipigułka
Czyli tabletka antykoncepcyjna, która zawiera tylko jeden hormon - progestagen, a nie tak jak standardowe pigułki dwa (estrogen i progestanen). Minitabletkę powinno brać się o tej samej godzinie każdego dnia oraz bez robienia siedmiodniowych przerw pomiędzy opakowaniami. Jeżeli stosowana jest zgodnie z zaleceniami, metoda ta daje dużą skuteczność. Tylko jak przy dziecku nie zapomnieć brać tabletki o tej samej porze jeśli nawet przypomnienie w telefonie nie wystarcza?

4. Zastrzyk DepoProvera
Zarówno dla mnie, jak i dla mojego ginekologa jedna z najgorszych metod antykoncepcyjnych. Jednorazowo, raz na trzy miesiące podawana jest domięśniowo dawka hormonów zatrzymujących owulację. Zaburza całą gospodarkę hormonalną i ma mnóstwo skutków ubocznych, Miałam wątpliwość przyjemność dostać jedną dawkę tego leku (trafiłam na fatalnego lekarza) i organizm dochodził do siebie ok. 10 miesięcy. Nie polecam wręcz odradzam. 

5. Wkładka wewnątrzmaciczna
Najskuteczniejszy środek antykoncepcyjny, który można bezpiecznie zastosować podczas karmienia. Umieszczana jest prze lekarza w jamie macicy na okres od 3 do 5 lat i przez ten czas powoli uwalnia hormony. Nowoczesne wkładki nie zaburzają płodności i po ich usunięciu można starać się o kolejne dziecko. Opcja najdroższa, ale i najbardziej kusząca. O niczym nie trzeba pamiętać, a skuteczność jest najwyższa.

6. Dziecko
Podobno najlepsza antykoncepcja ever. Cóż, chyba nie u wszystkich. Dziecko nasze jak padnie to mamy co najmniej parę godzin na zmajstrowanie rodzeństwa. ;)

Drogie mamy, a Wy jakie stosowałyście metody antykoncepcyjne? (zarówno podczas karmienia naturalnego jak i sztucznego)



*Post jest moją subiektywną oceną metod antykoncepcji. Pisany pół żartem, pół serio. Przy wyborze najlepszej dla Ciebie skonsultuj się ze swoim lekarzem.